Wokół rodzicielstwa bliskości narosło wiele mitów. Jeden, drugi, trzeci bloger publikuje swoje refleksje i zarzuty, „że z tym fanatyzmem mu nie po drodze” i wyznawcom rb mówi „nie”. Medialny psycholog rozpoczyna krucjatę przeciwko dziwnym ruchom rodzicielskim, które rozpieszczają dzieci i dają im nadmiar odpowiedzialności. A to przecież prosta droga do zaburzeń, podobnie jak spanie z dzieckiem albo to karmienie piersią, pewnie na siłę, dla zaspokojenia potrzeb matki. No i te chusty nieszczęsne i ten brak granic. Szkoda gadać. I tak płynie rzeka zarzutów, krytyki i pseudonaukowych wywodów, w których eksperci zwykle nawet nie sięgają do źródła. I pewnie przeszłabym obok tego obojętnie, gdyby nie pewien fakt. Trzy lata temu sama byłam na nie, a dzisiaj odważnie mówię mea culpa. Nie zrobiłam bowiem nic, by zgłębić wiedzę, ale wiele by ją zanegować. A wystarczyło poszukać, poczytać, wyjść poza obraz rodzicielstwa bliskości, który kreują media i wpisy na Facebooku. Swoją lekcję odrabiam już od dwóch lat, ale dzisiaj chętnie podzielę się notatkami.
Rodzicielstwo bliskości czyli co?
Termin rodzicielstwo bliskości wprowadzili Martha i William Sears. Swoje rozważania osadzili na mocnych fundamentach teoretycznych i empirycznych, które mają swój początek w teorii przywiązania Bowlby’ego i innych badaczy, którzy w obszarze swoich zainteresowań umieszczali relację matka (rodzice) – dziecko i jej znaczenie dla funkcjonowania obojga (nie tylko dziecka, choć to jemu poświęcano większość rozważań). Teoria przywiązania jest jedną z kluczowych w psychologii, a fakt, że rb na niej bazuje, pozwala na obalenie większości mitów, które krążą na temat tego podejścia. Zarówno Bowlby jak i inni specjaliści, którzy zajmowali się tym zagadnieniem, przeprowadzili mnóstwo badań, które pozwoliły na sformułowanie wniosków o wartości, jaką niesie za sobą akceptująca i zapewniająca poczucie bezpieczeństwa postawa rodzicielska. Pisząc o więzi, etapach jej kształtowania i rodzajach przywiązania, badacze zwracali uwagę na korzyści, które wynikają z wychowania w ufnej relacji, z którą ściśle wiąże się empatia, otwartość na potrzeby dziecka i wysyłane przez niego komunikaty. Analiza wyników tych rozważań pozwala na obalenie przekonania o możliwości „bycia sterowanym i manipulowanym przez dzieci”, o ryzyku ich rozpieszczenia, przyzwyczajenia i zrobienia im jednej, wielkiej krzywdy. Dla praktyków rb oznacza natomiast nic innego, jak mocne przekonanie, że to, w co wierzą, opiera się na dowodach empirycznych (z których pierwsze datowane są na lata 40 XXw.), a co za tym idzie nie jest „wymysłem, nową modą, głupotą i widzi-mi-się”.
więcej:
Czym jest więź między dzieckiem i rodzicami?
Etapy kształtowania się przywiązania
dużo więcej:
B, Tryjarska Bliskość w rodzinie
Fanatyczna sekta tańcząca w chustach i karmiąca piersią maturzystów
Kolejnym zarzutem, z którym spotykają się rodzice bliskościowi, jest szeroko pojęty fanatyzm. Niestety część z nas sama przykłada do tego rękę, co widać gołym okiem w dyskusjach, które toczą się w sieci. Tymczasem Searsowie, a także większość praktykujących rodziców, wyraźnie podkreślają, że rb nie jest zbiorem wytycznych i poziomów do zaliczenia, a jedynie pewną ideą, która pomaga w budowaniu relacji z dzieckiem. Rodzice bliskościowi nie są sektą, grupą narwańców i wyznawców jedynej słusznej idei. Owszem tworzymy pewną grupą społeczną, ale jak każda z nich, różnimy się między sobą i uwierają nam wszelkie zbiorowe etykietki, jakie chce się nam nadać.
Rodzicielstwo bliskości oznacza przede wszystkim otwarcie serca i umysłu na potrzeby twojego dziecka (…) to nauka odczytywania znaków dawanych przez twojego dziecko i odpowiedniego na nie reagowania (…) Rodzicielstwo bliskości nie opiera się na zasadzie wszystko albo nic.
W.M. Sears „Księga rodzicielstwa bliskości”
Nie można być bardziej rb, jeśli karmi się piersią trzylatka, ani wtedy, gdy nosi się dziecko przez osiem godzin a nie przez dwie. Nie można być też mniej rb, jeśli spanie przy dziecku nie odpowiada akurat naszej rodzinie, a karmienie piersią nie doszło do skutku, mimo usilnych starań. W podejściu tym nie ma skali i odznak za stopień wtajemniczenia. Rodzicielstwo bliskości opiera się na siedmiu filarach, które nie są naszym obowiązkiem i gwarantem „bycia rb”. Filary są częścią tego podejścia, ale nie jego istotą. Tym, co ją stanowi jest relacja i wzajemne bycie w owej relacji, z uwzględnieniem potrzeb i granic wszystkich jej uczestników.
więcej:
dużo więcej:
W.M. Sears Księga rodzicielstwa bliskości
W.M. R.J. Księga dziecka. Od narodzin do drugiego roku życia
Czy ja powiedziałam granice?
No jak to? Przecież rodzice bliskościowi nie trzymają granic, ich dzieci mogą wszystko, a potem się dziwić, że pyskują i wchodzą na głowę. A to nie tak, bardzo, bardzo, bardzo nie tak. W budowaniu relacji uczestniczą dwie strony, wnosząc w nią swoje potrzeby, oczekiwania i ograniczenia. Podczas gdy jedna z nich (rodzice) ma trochę więcej doświadczenia, druga potrzebuje przewodników, którzy pomogą im owe doświadczenie zdobyć. Będą w tym towarzyszyć i przewodzić, ale nie rządzić i dyktować. Jedną z dróg do tak rozumianego przewodnictwa jest wyznaczanie swoich granic. Potrzebuję, chcę, to jest dla mnie ważne brzmi dużo lepiej niż musisz, nie możesz, powinieneś. Wyznaczanie granic w rodzicielstwie bliskości odbywa się poprzez pracę na relacji i wzajemne zaufanie. Tam, gdzie jest dialog, nie potrzeba karnego jeża i czarnej chmurki. W rodzicielstwie bliskości sposoby wyznaczania owych granic są inne, podobnie jak język, w jakim się to dokonuje. Dobrze pojęte rodzicielstwo bliskości nie ma nic wspólnego z wychowaniem bezstresowym i brakiem granic.
W bezpiecznej i ufnej relacji ważne są nie tylko granice każdego z uczestników, ale też ich potrzeby. Rodzicielstwo bliskości nie ma nic wspólnego z umęczeniem, uwiązaniem i rezygnacją z siebie na rzecz dziecka. Jednym z filarów jest równowaga, która nie jest dana raz na zawsze, a na różnych etapach życia rodziny będzie oznaczała coś innego.
Kiedy dziecko jest małe, podstawową kwestią nie jest to, czego oczekujemy od dziecka,a to, co mu dajemy. Na początku jest czas inwestycji, a czas zbierania owoców przychodzi później. Zawsze we właściwym czasie.
A. Stein „Dziecko z bliska”
Czas inwestycji, ładowania akumulatorów czy też mówiąc wprost – budowania relacji i kształtowania się więzi, nie trwa wiecznie, jednak energia, którą włożymy w ten proces, procentuje latami.
więcej:
Dobra Relacja: Wychowanie bez kar
A. Stein Warunkowe rodzicielstwo
dużo więcej:
J. Juul Nie z miłości (plus moja recenzja)
A. Kohn Wychowanie bez nagród i kar
Z. Żuczkowska Dialog zamiast kar
M.B. Rosenberg Wychowanie w duchu empatii
Niech żyje wolność
Bo Wy tak na wszystko pozwalacie! Może biegać bez butów, bawić się w błocie i mówić „nie”. Skandal, prawda? Faktycznie pozwalamy na dużo, bo w sumie czemu nie? Kryteria zwykle są dwa: bezpieczeństwo i szacunek dla granic – własnych i innych ludzi. Czy coś się stanie, jeśli dziecko wejdzie do kałuży? Czy „brudne rączki” zepsują wizję „grzecznego” dziecka? Czy pełen żołądek, niechęć do całowania cioci i robienia papa, nie wystarczą by uznać ten głos za ważny? W rozwoju dziecka niezwykle ważną rolę odgrywa wolna, nieskrępowana zabawa. Bez reguł, zasad i najlepiej bez…dorosłych, chyba, że dziecko tego potrzebuje. Robimy więc krok do tyłu, obserwujemy i czekamy na rozwój wydarzeń. To nie lenistwo i „pozwalanie na wszystko”. To zaufanie i wiara w dziecięce kompetencje, to przekonanie, że dziecko wie, jak chce się bawić i wreszcie świadomość, że czasem może się nudzić, może czegoś nie chcieć i może czegoś odmawiać. „Świat nie stanie na głowie” i „ludzkość nie ulegnie zagładzie”, a dziecko dostanie pierwszą lekcję wyznaczania granic – inni ludzie mają do nich prawo, ja też je mam. Granice innych ludzi są ważne, moje granice są ważne.
więcej:
dużo więcej:
J. Juul Twoje kompetentne dziecko
Mitologia
W szkole podstawowej czytaliśmy mity greckie i rzymskie, a ja każdego dnia czytam mity bliskościowe. Część z nich obalam w swoich tekstach, powołując się na podstawy podstaw psychologii i rezultaty badań przeprowadzonych w ciągu ostaniach dziesięcioleci. Część wywołuje u mnie refleksje o geniuszu w narodzie i konieczności zabierania głosu na zasadzie „nie wiem, ale się wypowiem”. Wszędzie tam, gdzie pada „za naszych czasów nikt tak nie przejmował się dziećmi” albo „kiedyś tego nie było i nic nam nie jest”, kotłują się we mnie mieszane uczucia. Bo przecież w historii pedagogiki był okres wzmożonej koncentracji na dzieciach i ten, w którym „ryby i dzieci głosu nie mają”. Ale czy faktycznie „nic nam nie jest?” Czy każdy z nas śmiało rzuci kamieniem, bo tak świetnie radzi sobie z emocjami i relacjami z innymi ludźmi?
Obok krzyku tęsknoty za czasami bez tego całego rb, pojawiają się głosy pochwalne dla metod behawioralnych i wszystkich technik, których celem jest dostarczenie wiedzy „kto tu rządzi”. Towarzyszy temu przekonanie, że bez twardej ręki, zakazów i kar, nie da się wychować „grzecznych” dzieci. Zwolennicy tego podejścia pod pojęciem grzeczny ukrywają to, co w skrócie określić można jako posłuszny – robi to, co chcemy, myśli tak, jak chcemy, a nawet czuje tak, jak chcemy żeby czuł. To, co w tym rozumieniu „dobre” jest akceptowane, a wszystko to, co trudne, stanowi problem, który próbuje się zlikwidować, zamiast dążyć do jego rozwiązania. Bo dzieciak dostanie parę klapsów i chodzi jak w zegarku, a pięć minut w kącie jeszcze nikogo nie zabiło. Pewnie, ale też nikomu nie pomogło, nie dodało mu wiary w siebie, a przede wszystkim nie nauczyło, jak naprawdę radzić sobie z tym, co trudne – od emocji po zachowania.
Wielu rodziców zadaje sobie pytanie, jeśli nie kary, to co. Mają szczęście, gdy trafią na kogoś, kto wesprze słowem i wskaże dobrą lekturę. Nieco mniej tego szczęścia, gdy włączą program śniadaniowy i od medialnego specjalisty dowiedzą się, że jednak ten kąt to dobre rozwiązanie, bo ów specjalista w to wierzy. Naukowcy wierzą jednak coraz mniej, czego dowodem są liczne publikacje obalające mity dotyczące skuteczności takich metod, jak cry-it out, izolacja czy wszystko to, co wprowadza do relacji element warunku.
więcej:
Dlaczego małe dzieci nie potrafią nami manipulować
Brak reakcji to najgorsza reakcja – o wypłakiwaniu się
dużo więcej:
A. Kohn Wychowanie bez nagród i kar
Z. Żuczkowska Dialog zamiast kar
Świadomość
W jednej z blogowych dyskusji na temat rb, przeczytałam zdanie pewnej mamy, która broniła dobrej opinii praktyków tego podejścia. Autorka wpisu twierdziła bowiem, że są fanatyczni i narzucają swoje zdanie. Był to jeden z tych głosów, który uznaje, że „kilka spacerów w wisiadle jeszcze nikogo nie skrzywdziło” i nie można demonizować źle dobranych nosideł, bo liczy się samo noszenie. Owa matka, która tak trafiła w to, co czuję, napisała właśnie o świadomości. Tej, która nie ma zgody na podejście, w którym bagatelizujemy wiedzę, mimo iż mamy ją na wyciągnięcie ręki. Oczywiście nie oznacza to, że akceptuję i pochwalam wszelkie krucjaty internetowe, w których ktoś określany jest lepszym albo gorszym rodzicem (brrr), ale kibicuję każdej akcji, w której mówi się o tym, co dobre. Nie na zasadzie kontrastu, ale właśnie dla poszerzania świadomości.
#MojeCiałoPodarowało, #karmięswobodnie czy też #nicminiewisi to tylko przykład kilku wspaniałych akcji zorganizowanych przez blogerów i specjalistów z danych dziedzin. Ich celem jest promocja tego, co dobre, choć i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto dostrzeże w tym kolejny podział, o którym najgłośniej mówią matki w sieci i który rzadko kiedy przenosi się w życie codzienne. Ja osobiście biorę z tych akcji wszystko to, co pozwala mi na bycie lepszym rodzicem. Nie lepszym od Ciebie albo mojej sąsiadki, ale lepszym od samej siebie, lepszym od siebie bez tej wiedzy i świadomości, lepszym dla mojej córki. Nie na zasadzie konkursu i pędu po złoty laur rodzicielstwa, ale dla poprawy naszej jakości życia, umocnienia relacji i świadomości, że dokonuję dobrych wyborów.
Relacja na silnych filarach
Wrócę jeszcze na chwilę do filarów rodzicielstwa bliskości. Bliskość od porodu, karmienie piersią, noszenie dziecka przy sobie, spanie przy dziecku, słuchanie płaczu, wystrzeganie się trenerów i troska o równowagę i granice. To siedem wskazówek, w żadnym wypadku warunków. Jeśli chcemy komuś przypiąć łatkę fanatyka i dziwaka, w każdym z tych siedmiu obszarów znajdziemy coś, co można wypaczyć na wszelkie sposoby. Z długiego karmienia zrobić zaburzenie, ze spania z dzieckiem prostą drogę do celibatu, a z słuchania płaczu rozpieszczanie i „wychowanie synusiów mamusi”. Zanim jednak sięgniemy po takie „mocne działa” i dokonamy krzywdzących ocen, warto wiedzieć trochę więcej, poszukać źródeł i wydać trzeźwy osąd, a nie powtarzać obiegowe opinie. Nie trzeba bowiem szukać daleko, by wiedzieć, że:
Karmienie piersią ma mnóstwo zalet. Badacze zajmujący się kobiecym mlekiem otwarcie przyznają, że żadna mieszanka nie jest w stanie dorównywać mleku matki. Matki, które karmią piersią nie są lepsze od matek, które karmią mm, ale samo mleko różni się bezsprzecznie. Karmienie piersią powyżej 6 miesiąca życia dziecka ma wiele korzyści, z piersi nie płynie woda, mleko jest nadal niezwykle wartościowe, a przede wszystkim nie ma żadnych badań wskazujących na szkodliwość długiego karmienia piersią dla rozwoju psychospołecznego dziecka. Mówiąc o zaletach kp nie zadzieramy nosa i nie siejemy podziałów, to po prostu nasza mała rewolucja.
więcej:
Moja walka o karmienie i miejsca, w których znalazłam pomoc
Hafija.pl O komórkach, które nie chcą umierać
Mataja.pl Czy karmienie piersią kilkulatka to coś złego?
Hafija.pl Mity dotyczące karmienia piersią
Hafija.pl Skład mleka kobiecego po roku i dwóch latach
Noszenie dzieci ma wiele zalet, pod warunkiem, że jest to noszenie prawidłowe. Ważna jest dobra pozycja dziecka, którą umożliwiają prawidłowe wiązania chust i nosidła ergonomiczne. Tam, gdzie są wątpliwości, tam lepiej szukać wsparcia specjalisty i doradcy chustowego. Do noszenia nie da się przyzwyczaić, a przede wszystkim nie da się tym nikogo rozpieścić.
więcej:
Mataja.pl Noszenie a rozpieszczanie – wpływie noszenia na mózg Twojego dziecka
Zamotani.pl Korzyści z noszenia dziecka
Wszystko, co warto wiedzieć o noszeniu i co w jednym wpisie zebrała Mobloguje.pl
Czy seks naprawdę można uprawiać tylko w łóżku? Czy znacie maturzystę, który tak przyzwyczaił się do spania z rodzicami, że nadal to robi i jeszcze upycha w nogach swoją dziewczynę? Zanim zabierzemy głos w tej dyskusji, pamiętajmy, że w rodzicielstwie bliskości spanie przy dziecku oznacza takie spanie, w którym dziecko znajduje się w zasięgu zmysłów rodziców. Dla jednych będzie to wspólna poduszka, drugim wystarczy ten sam pokój. Wolnoć Tomku w swoim domku i w sypialni tym bardziej.
więcej:
Hafija i Agnieszka Stein – o intymności po porodzie i spaniu przy dziecku
Epilog
Bez równowagi poszlibyśmy na dno. Nie da rady cały czas dolewać paliwa do rozwoju dziecka, jeśli nasze baki są puste. Nawet jeśli śpimy przy dziecku, karmimy piersią dwulatka i reagujemy na jego potrzeby, nadal mamy swoje. Kluczem jest jednak zrozumienie owego słowa „swoje”. To, że w ocenie kogoś obok, siedzimy w domu i już nie ma w nas tych imprezowych zwierzaków, może oznaczać brak równowagi, jednak równie dobrze może być to sygnał, że pewne rzeczy nie są już dla nas tak ważne i że nasze potrzeby wybrzmiewają teraz innym głosem. To, że chcemy karmić piersią po powrocie do pracy, „męczyć dziecko chustą” i podejmować dialog z dzieckiem, to też część naszych potrzeb.
Stawiamy na ufną relację i napełnianie tego „relacyjnego baku” każdego dnia. Ufamy i chcemy, by ufały nam nasze dzieci. Ta ufność dotyczy też naszej intuicji, która nie pozwala nam na lekceważenie płaczu dziecka i umniejszanie jego problemom. Nie trafiają do nas jedyne słuszne racje i nakazy w wychowaniu dzieci. Bo to żadna tajemnica, że każde dziecko jest inne, a z pakietu podsuwanych metod można brać nie tylko to, co przynosi szybkie efekty, ale przede wszystkim to, co daje te długofalowe i obustronne.
Mówimy o granicach swoich i dziecięcych, ale nie możemy zapominać o tych, które mają inni rodzice. Nie odbieram im jednak prawa wyboru, choć nie muszę się ze wszystkim zgadzać. Pewnie, że chciałabym, żeby wszystkie dzieci dorastały w bliskości, tej fizycznej ale przede wszystkim emocjonalnej. Wiem jednak, że moja niechęć do pewnych metod ma swoje źródło w głębszej analizie, czymś więcej niż to, co przeczytam w sieci. I o takiej przestrzeni dla mnie i innych rodziców bliskościowych jest ten tekst. Poznaj, spróbuj zrozumieć, a jeśli nawet się nie zgadzasz, to nie oceniaj. Bo to nie dla innych rodziców podejmiemy takie, a nie inne decyzje, ale dla siebie, naszych dzieci i całych rodzin.
A na koniec ten tekst. Moja kropka nad i.
źródło zdjęcia: flickr, Jared Cherup