Lubimy mówić o naszej przestrzeni osobistej. Na szkoleniach rysuje się kręgi, w podręcznikach wspomina się o bezpiecznych centymetrach, które mogą nas od kogoś dzielić, a w rodzicielstwie dość często pojawia się pytanie o granice. Te dziecięce granice, a raczej te, które dziecku „trzeba wyznaczać”. Fakt, dzieci potrzebują granic, ale tych naszych, osobistych. Potrzebują ich dzieci, potrzebujemy też my, dla równowagi – wobec dziecka, bliskich, a przede wszystkim siebie. „Potrzebuję chwili dla siebie” – jeżyk osobisty, autentyczny, z serca.

To wielka siła móc coś powiedzieć. Ułożyć komunikat, wyrazić swoją chęć, nadać jej moc, wcielić w życie. Trochę gorzej jest wtedy, kiedy mówić się nie da albo brakuje słów. Nie z zachwytu, strachu czy innych emocji, ale z racji wieku, tak po prostu. A przecież nawet mając ten rok lub dwa, cztery miesiące albo szesnaście, też można potrzebować granic. Jednak nie podręcznikowo – tych danych przez dorosłych, ale tych własnych, nie mniej ważnych niż nasze. Przestrzeń dziecka, jego granice. W zabawie i nauce, w chwilach stresu i relaksu, podczas jedzenia i w każdym innym momencie. Nikt nie lubi, jak ktoś mu się narzuca, nikt tego nie potrzebuje. Dzieci też.

Kiedy siadamy do stołu i zaczynamy rozmowę. Że warzywa takie zdrowe, że zacznij od brukselki, że zobacz tutaj masz jeszcze jeden kawałek mięsa. No zobacz, tutaj! No masz, podsunę Ci go bliżej, o jest! I talerz przekręcę, żebyś widział, bo może nie wiesz, ale masz z tej strony buraki. No czemu nie chcesz jeść? Gryzka, ammm. Daj, podziubię Ci to, daj daj, ja Ci pokroję, bo wszystko wywalasz z talerza. Albo w zabawie. Zobacz, to powinno być tak. Nie, nie tak! Wieżę zbudujmy, ten klocek tutaj, a ten tutaj. I jest, super wieża. Hej! Nie psuj, tak się starałam. Nie no, tak tego nie przyczepisz, pokażę Ci, jak to się robi. Daj, ja to zrobię! Jeszcze tu pokoloruj, nieee coś Tyyy, zielony kwiatek??? Kwiatki nie mogą być zielone, zrób różowy. Hmmm, żółty? Różowy byłby ładniejszy.

Spacer mówisz? No ale jak Ty założyłeś tę czapkę, poprawię Ci. Daj, daj, ja szybciej założę te rękawiczki. Ooo, chcesz na zjeżdżalnię? No jak to nie chcesz? Przecież lubisz! Ziuuuu, ziuuuu, brawooo!!! Czekaj, trzymaj się, zdjęcie zrobię. O, tak ładnie! Ziuuuu, ziuuu, hopsa! Skaczemy? No chodź, skaczemy! Hopsa, hopsa, hopsa. Gdzie mnie ciągniesz? Karuzela? Ale Ty nie lubisz karuzeli. Hej, podziel się z chłopcem samochodami, masz przecież dwa. No trzeba się dzielić, daj chłopcu. Idziemy? To zrób ładnie papa, no zrób papa. Trzeba robić papa. To może powiesz papa? To chociaż mama powiedz. Ma – ma, ma – ma.

Odpocznij troszkę. O, tu połóż głowę. Kocykiem się przykryj. Na plecach będzie Ci wygodniej. Masz, przytul się do misia. Śpij już.

Oczywiście popłynęłam w cytatach na całego. Celowo je przerysowałam, chociaż wcale nie było trudno w to wejść. Zlepek zdań, wypowiadanych czasem mimowolnie, usłyszanych gdzieś obok, dostrzeżonych w sobie. W takiej kumulacji brzmi przesadnie, jednak przekaz wydaje się być oczywisty. Nasze dzieci też mają swoje osobiste granice. One też chcą i potrzebują chwili dla siebie.

źródło zdjęcia: flickr, Kevin Conor Keller