Święta mają swój urok. Oczekiwania, obdarowywania, wdzięczności, radowania.

Święta mają swój urok. Dotyku, zapachów, obecności, dźwięków, smaków.

Święta mają też elementy, które uroku nie dodają. Dla części z nas te elementy spalają ten czas na starcie, dla innych okazują się zaskoczeniem, choć czasem można było się ich spodziewać, przewidzieć, uwzględnić.

O uwzględnianiu chcę dzisiaj napisać, choć nieco z innej strony.

Bycie branym pod uwagę – to jedna z moich ulubionych potrzeb na liście potrzeb NVC. Lubię przyglądać się dzieciom przez pryzmat tej potrzeby i dostrzegać to, jak bardzo na co dzień chcą o tę potrzebę zadbać. Ile wysiłku w to wkładają, jakie środki wykorzystują, a czasem po jakie działa decydują się sięgnąć, żeby tę potrzebę zaspokoić.

Wołanie, namawianie, popychanie, zagadywanie, zapraszanie do zabawy, gryzienie, przezywanie, opowiadanie, zagadywanie, obrażanie, uciekanie, odmawianie, przekonywanie, negocjowanie, spowolnienie, krzyczenie, przerywanie rozmów itd itd. Mogłabym godzinami wymieniać te strategie, po które zdarza się sięgać dzieciom, a które mogą służyć zaspokojeniu potrzeby bycia branym pod uwagę. Bycia widzianym, słyszanym, w swoim i po swojemu. Traktowania z uważnością, powagą, dostrzegania.

Znacie pewnie wagę, ba! ciężar dźwigania tego na co dzień? Tego częstego dbania o uwagę, nawet kiedy wydaje nam się, że naładowaliśmy ją na maksa, że nikt tyle nie nalewa, a ten kubeczek ciągle przecieka.

Znacie pewnie wagę, ba! ciężar, który odczuwa chyba każdy rodzic, kiedy ma tego przesyt. Kiedy już naładował, zasobów brakuje, a po drugiej stronie końca nie widać.

Znacie pewnie marzenie, pragnienie ucieczki, schowania się, ewakuacji, odcięcia, tego, żeby NIKT NIC NIE CHCIAŁ? Znacie to potworne przeciążanie uwzględnianiem i dostrzeganiem? Jeśli tak, to przeczytajcie dalej.

Od drugiej strony

Święta bywają ładujące, ale też przeciążające. Dla dzieci szczególnie i w zasadzie o tym miał być ten tekst. O aspekcie, który jest oczywisty, a który czasem nam umyka. O tym aspekcie, który pokazuje, że dzieci przeciążają się nie tylko zapachami, dźwiękami, nadmiarem wrażeń, ale też… braniem innych pod uwagę.

Banał? Być może, ale chcę się przy nim na chwilę zatrzymać.

Z pewnością część z Was zna Stuarta Shankera i jego koncepcję Self-Reg. Stresory, rozpoznanie, redukcja, regulacja, regeneracja. Bardzo lubię jego spojrzenie na stresory, choć w psychologii nie jest jakoś rewolucyjne i pierwsze. Ale to, z czego czerpię na co dzień, to dostrzeganie nie tylko tego, co biologiczne, emocjonalne, poznawcze, ale przede wszystkim społeczne i prospołeczne. I na tych dwóch chciałabym się skupić.

Świąteczne bycie w relacjach jest fajne dopóki jest…fajne. W relacjach, które są dla nas bezpieczne, które ładują, które rozumieją, wspierają, akceptują, dają przestrzeń. W pozostałych bywa różnie. Czasem wystarczy kilka godzin przy świątecznym stole, żeby mieć nadmiar. Pytań, komentarzy, dociekań, wtrąceń, upomnień, opowieści, żartów, konwenansów. I ok póki jest się dorosłym, przepracujesz, odchorujesz, przegadasz albo zrobisz jeszcze coś innego. A dzieci?

Dzieci w tym są całymi sobą. W relacjach i w braniu tych relacji pod uwagę. W kontakcie i w braniu pod uwagę tego, że ktoś chce w ten kontakt wejść, że chce to zrobić w taki, a nie inny sposób. W rozmowach i w braniu pod uwagę tego, że ktoś chce rozmawiać, teraz, o tym, w ten sposób. Są w uwzględnianiu i często dźwiganiu tego uwzględniania.

Są domy, w których zaczyna się to już teraz. Niech rzuci kamieniem kto odważny, ja nie rzucę, bo sama się na tym złapałam. Poczekaj, jeszcze tylko wybiorę prezent. Zaraz pogadamy, tylko sprawdzę jak się robi to ciasto. Ok ok, poczytamy, ale o świętach, bo atmosfera i te sprawy.

Są też i takie, w których to dopiero przyjdzie, albo się nagromadzi.

Przywitania, jak-ty-urosłeś, a-co-się-tak-wstydzisz, zjedz-jeszcze, chodź-zrobimy-zdjęcie-tu-przy-choince, nie-biegaj-bo-jacek-śpi, załóż-sukienkę-od-babci-będzie-jej-przyjemnie, tylko-nie-gadaj-o-kupach-przy-jedzeniu, daj-nam-pogadać, nie-przerywaj, nie-mów-babci-że-nie-lubisz-barszczu-bo-będzie-jej-przykro itd itd.

Element życia – powiecie. No przecież dzieci „muszą” się uczyć być wśród ludzi – ktoś dorzuci. Pewnie, wszystko tym dzieciakom wolno.

Wróćcie teraz do tego, jak to jest być przytłoczonym uwzględnianiem. Dziecka, dzieci, szefa, znajomej, która ma sprawę, teściowej, która wspiera radami, ludzi, którzy pchają się do metra niczym ogórki do ciasnego słoika, dziewczyny w autobusie, która opowiada przez telefon o wizycie u lekarza itd. itd.

Pomyślcie, że macie to samo, ale możliwości regulacji duuużo mniej. Że macie 2, 3, 6, 8 lat i nagle bum, jak wiatr w twarz uderzają w Was te wszystkie stresory społeczne i prospołeczne. To bycie z ludźmi w kontakcie, relacjach, z niecodziennym natężeniem, często w napięciu, oczekiwaniach, wizjach ideału. To prospołeczne uwzględnianie. Że oni też mają potrzeby i chcą o nie zadbać. Że wchodzą z nami w kontakt, że chcą się pobawić, poprzytulać. Że oni tez mają granice, bywają napięci, zmęczeni, chcą już zrobić uff. Że oni też mają emocje, w których opiekują nasze emocje, potrzeby, granice. Że oni chcą być uwzględniani, a nas to uwzględnianie potwornie obciąża.

Dzieci obciążają się uwzględnianiem innych. Nie z egoizmu, terroryzmu, bezstresowości. Przeciążają się, bo to po prostu jest przeciążające. Trudno to wyregulować jak ma się kilka lat. A jeśli już podejmie się próby, to one często dodają kolejnej porcji uwagi dorosłych. Bo jak Ty się zachowujesz, co się z Tobą dzieje, nie poznaję Cię. One też wtedy mogą chcieć uciec, schować się i niekiedy próbują to zrobić.  Czasem chcą się odciąć dosłownie, zdjąć jakoś ten ciężar, pomóc sobie, wyregulować się. I wybierają przeróżne sposoby, z którymi nam bywa przeróżnie 😉 Śmiać się, głośno przekrzykiwać wszystkich, puścić bąka albo dwa, żeby pękła bańka napięcia, schować się w pokoju, nie chcieć rozmawiać z dziadkiem itd itd.

No dobra, ale co z tym robić?

To często nie są dla nas łatwe sytuacje, ale coraz więcej wiemy o tym, że im mniej napięcia do nich dołożymy, tym mniej tego napięcia będzie. Presja, nacisk, namawianie zwykle nie wspierają. Bardzo często okazuje się też, że nie ma sensu wtedy kręcić w głowie dorosłych filmów. Filmów o tym, jakie to dziecko jest, na kogo wyrośnie, jacy my nieporadni, a dzieci siostry to takie grzeczne. Że ten kawałek scenariusza „wychowam teraz”, można schować do kieszeni na inną scenę. bo to nie teraz, nie w przeciążeniu i przetrwaniu.

Ja lubię profilaktykę. Ładowanie, jeśli to możliwe zasobów przed. Regulowanie dzieci na co dzień, a nie tylko na gorąco. Poprzez ciało, ruch, masażyki, przytulanie, czas luzu, autonomii, spokoju, gadania o tym, co może pomóc już „na gorąco”, bez presji.

Kiedy już „dzieje się” zwykle pomaga danie przestrzeni, odpuszczenie, wyjście z sytuacji, choćby na spacer, obniżenie napięcia ruchem, tańcem, przytuleniem, daniem świętego spokoju. Bez dodawania swoich napięć, w myśl matematyki – nasze raczej dodaje do napięcia dziecka, a nie odejmuje.

Na ten świąteczny czas i nie tylko. Dostrzec w dziecku, które robi coś dla nas trudnego kogoś, kto ma za dużo. Kto się przeciążył i odreagowuje. Kogoś, kto chce sobie obniżyć napięcie, zmniejszyć ciężar uwzględniania, przyjmowania, bodźców, wrażeń, rodzinnych napięć. Kogoś, kto chce o siebie zadbać. Spróbuję o tym pamiętać. Wam też tego życzę.

Tego i wielu innych rzeczy, które kojarzą Wam się z dobrem. Dla każdego będzie to coś innego, być może dla części z nas coś wspólnego. Niech to świętowanie będzie dla Was czasem bez nadmiaru przeciążeń, a jeśli to się nie uda, bądźcie dla siebie i swoich dzieci łaskawi.

Do zobaczenia w Nowym Roku!

 

źródło zdjęcia: unsplash, Beatriz Pérez Moya