Dzisiaj wpis o empatycznym słuchaniu. Impulsem do napisania tego tekstu był cytat, na który trafiłam na stronie Brene Brown. Słowa te idealnie oddają to, co pojawia się w mojej głowie, kiedy myślę o empatii. O empatii w codziennych relacjach, również tych z dziećmi.

16179331_1545021168846320_6721829435744020481_o

Co powiedzieć i jak w ogóle mówić?

Mam wrażenie, że to jedno z najczęściej zadawanych pytań. Pytają rodzice, nauczyciele, wychowawcy i wiele innych osób. Co powiedzieć, kiedy dziecko płacze? Co powiedzieć, kiedy mnie bije? Co powiedzieć, kiedy jest mu z czymś trudno?

Gdybym miała udzielić jakieś rady, a bardzo nie chcę tego robić, prawdopodobnie powiedziałabym, że… nie wiem. Że mogę mieć jakiś pomysł, ale on jest mój. Że mógł się sprawdzić, ale wobec mojego dziecka albo innego, z którym kiedyś pracowałam. Że może być pomocny, ale pewności nie ma. Że w sumie to powiedzieć można wiele, ale skoro chcemy powiedzieć coś z empatią, to sprawa nie jest taka oczywista i nie ma gotowców, które coś gwarantują.

I tu pora na dygresję.

Mniej więcej na drugim roku studiów, zaczął się taki czas, w którym niemal na każdych zajęciach braliśmy udział w scenkach. Dwa krzesła na środku sali i oni – klient/psycholog. Każdy chciał być klientem, a psychologiem prawie nikt. Na szczęście dla nas wykładowcy byli na tyle „łaskawi”, że typowali za nas. Średnio raz w tygodniu każdy student z mojego roku lądował więc na psychologicznym krześle. Nasi klienci mieli szeroki zakres trudności, a wchodząc w rolę, dostawali również okazję, żeby „popłynąć”. Pamiętam ten luz „klientów” i spięcie „psychologów”. Co powiedzieć? Jak zadać pytanie? Jak odpowiedzieć? Czy to już czas na parafrazę, czy na milczenie? Czy ująć to tak, czy inaczej? Bo przecież klient to jedno, ale reszta studenckiej grupy to drugie.

Pamiętam siebie w tej roli i to, jak wiele prób musiałam przejść, żeby nie skupiać się na układaniu zdań w swojej głowie. Nie szukać w jednym czy drugim podręczniku, nie wracać pamięcią do wykładów, nie budować w myślach złożonych komunikatów. Przeszłam wiele prób i przechodzę je każdego dnia. W relacjach osobistych, zawodowych i rodzicielskich. Tych wszystkich, w których już nie chcę myśleć co powiedzieć?

rosenberg m.(1)

Nie wierzę w gotowce

Choć trafiam na nie regularnie.

Co powiedzieć zamiast pochwały

10 zwrotów, którymi umocnisz relację z dzieckiem

Jak skutecznie wydawać polecenia dzieciom i nie tylko

Propozycje zamienników – jak z krytyki zrobić informację zwrotną

Powiedz to tak … a stanie się to…

Nie twierdzę, że takie gotowce są złe, ale mam zwykle z tyłu głowy refleksję, że istotą jest jednak autentyczność komunikacji. Wiem, że pewne zwroty mogą być pomocne. Że nazywanie uczuć, zadawanie pytań, zwykłe „yhm”, mogą zdziałać cuda. Wszystko jednak ma początek nie w gotowcu i uniwersalnym przepisie, ale w przekonaniu, że to, czego doświadcza druga osoba jest unikalne, nawet jeśli bardzo podobne do mojego.

Empatia, czyli co?

Bardzo lubię to ujęcie, w którym empatia jest autentycznym byciem z drugim człowiekiem, uważną obecnością. Taką, w której Ty jesteś z czymś unikalnym, a ja nie mam pełni wiedzy odnośnie Twojej sytuacji. Nawet, jeśli jest ona bliska czemuś, co znam, to nie jest taka sama. Nawet, jeśli doświadczyłam tego samego, to być może w zupełnie inny sposób. Nawet jeśli „byłam tam”, to być może zupełnie inaczej niż Ty.

Przyjmując taki punkt wyjścia bliżej mi więc do tego, żeby chcieć to Twoje usłyszeć, niż to moje powiedzieć. Idealnie w ten temat wpisuje się ta krótka animacja Brene Brown – polecam Wam, jeśli jeszcze jej nie znacie.

Empatia codzienności

Na części moich warsztatów uczestnicy biorą udział w takim „ćwiczeniu”, w którym doświadczają słuchania i bycia słuchanym. Bardzo często mówią o tym, że to pierwsze jest dla nich niezwykle trudne. Że trochę słuchają, ale myślą, co powiedzą. Że wyrywa im się „mam to samo” albo „ja to dopiero się mam!”. Że mają w głowie setki rad, bo przecież oni już to znają. Już wstawali w nocy do karmienia, już przeszli adaptację do przedszkola, już wiedzą jak przygotować dziecko na rodzeństwo. Mówią, że chcą dawać rady, pocieszać, dołożyć swoje interpretacje, odnieść coś do siebie, podsumować, czasem też zbagatelizować albo nadać sprawie jeszcze większą powagę. Z drugiej strony często mówią też o tym, jak dobrze zrobiło im to, kiedy mogli powiedzieć o sobie i być wysłuchanym.

to empatyczne słuchanie wcale łatwe nie jest, a skupianie się na drugiej osobie tym bardziej.

Bo jak mąż wraca z pracy i mówi, jak mu było trudno, to chcę wykonać ogrom pracy, żeby nie powiedzieć z ironią „A ja to miałam raj, wiesz? Z gorączkującym dzieckiem, stosem prania i biegunką u psa”.

Bo jak przyjaciółka, która nie ma dziecka mówi mi, że tak źle śpi od kilku tygodni, to aż ciśnie się na usta, co ona wie o niewyspaniu. I ja nie chcę, żeby się cisnęło.

Bo jak mi ktoś mówi, że nie chce piątej córki/drugiego syna/obwisłych piersi/powrotu do pieluch, to chcę zebrać w sobie siły i nie mówić o tym, żeby się cieszył, że może mieć dzieci.

Bo jak moje dziecko na spacerze jest zmęczone i chce być na rękach, to chcę zgasić w sobie ten głos, który krzyczy do niego „No tak, Ty masz ciężko, bo to Ty targasz zakupy, rowerek i dwa kije z lasu”

Uważna obecność. Na to mężowe zmęczenie i niewyspanie przyjaciółki. Na obawy przed ciążą i te dziecięce „tu i teraz”. Na to, że nie mam złotych recept i rad i to, że czasem żadne słowa nie pomogą. Ani pocieszanie, ani bagatelizowanie, ani mówienie, że ktoś ma gorzej, więc w sumie mam się z czego cieszyć. Uważność na to, że ten problem, ta trudność, jest dla kogoś faktem, jest jego i tylko on wie, jak mu z tym jest. Ja tymczasem nie jestem od tego, żeby to oceniać, rangować, porównywać albo wyśmiewać.

Bez przepisu

Empatia – dostrojenie emocjonalne, przyjęcie perspektywy, powstrzymanie się od ocen i empatyczna komunikacja. Ty z czymś unikalnym, ja z niepełną wiedzą o tym, co w Tobie. Połączenie.

Czasem mogę dać tylko ciszę, bo nie znam słów, które będą adekwatne. Czasem zapytać, co byłoby pomocne i czy coś takiego w ogóle jest. Czasem wesprzeć samym byciem, uważnością właśnie, słuchaniem i słyszeniem. Bo kiedy ktoś nadaje mi komunikat, ja nie muszę wysyłać swojego. Mogę odebrać tamten i skupić się na nim, a nie na tym, co powiedzieć, żeby być „dobrym słuchaczem”.

I tu kolejny filmik, w którym bardzo ciekawie ujęto to zagadnienie

Trzebabycze i przezciebizmy

Zdarza się, że słuchamy kogoś i rady oraz wskazówki wręcz cisną się na usta. Rzadko kiedy robią komuś dobrze, chyba, że wprost o to poprosi. Kilka dni temu Magda z wymagajce.pl napisała na ten temat świetny tekst, odsyłam więc Was na jej stronę.

MarshaLl B. rosenberg(1)

Obok rad i wskazówek, jest jeszcze jedna kategoria komunikatów, które bardzo często słyszę. Nazywam je trzebabyczami:

Trzeba było powiedzieć teściowej, że dziecko nie będzie jadło cukru, a nie mieć teraz pretensje.

Trzeba było wstać wcześniej, to byście się nie spóźnili do przedszkola.

Trzeba było zostawić rower w domu, a nie marudzić, że nie masz siły jechać.

Trzeba było uprasować wczoraj ubrania, to teraz byłoby więcej czasu.

Trzebabycze. Mam poczucie, że one nikomu nie służą. No tak, może następnym razem uprasuję te ubrania, a może nie. Faktem jest, że trzebabyczem czasu nie cofnę i nijak nie pomaga mi on w moim „tu i teraz”.

Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – mówią ludzie. Moja znajoma powiedziała ostatnio coś, co jest dla mnie idealnym uzupełnieniem: „Kiedy rozleję mleko, nie pomaga mi mówienie, że trzeba było mocniej trzymać kubek”.

Jest jeszcze jeden rodzaj komunikatów, których nazwę podpowiedziała mi ostatnio Agnieszka Stein. To przezciebizmy, czyli wszystkie te zwroty, w których obwiniam kogoś za to, że jest tak, a nie inaczej. Nie wiem jak to jest, że wciąż te przezciebizmy są tak powszechne w sytuacjach, w których ktoś szuka wsparcia. Niewątpliwie mają one w sobie coś z tej rodziny trzebabyzmów i okraszone są jeszcze solidną porcją poczucia winy.

Jakby Pani nie karmiła na żądanie, to by się Pani wyspała.

Gdybyś odkładała do łóżeczka, to by spał u siebie i byś nie narzekała.

Gdybyście stawiali mu granice, to nie byłoby takich cyrków.

Pozwoliłaś na wybrzydzanie przy jedzeniu, to teraz masz, ja bym tak nie pozwoliła.

Epilog

O tym, co raczej nie służy budowaniu empatycznego kontaktu można napisać dużo i jeszcze więcej. Podobnie jak o tym, co może być w nim pomocne. Myślę sobie, że to nie jest tak, że po takim tekście wszystko stanie się proste, a dwa filmiki z youtube nauczą nas empatii. Widzę jednak, że coraz więcej rodziców chce słuchać i słyszeć, kiedy dzieci chcą coś wyrazić. Czasem będą stały za tym jakieś dodatkowe słowa, pytania, rozmowy. Czasem nic więcej poza kontaktem i byciem w tym razem.

Tyle a może aż?