Od dnia, w którym opublikowałam tekst o pochwałach, minęło już osiem miesięcy. W tym czasie brałam udział w wielu rozmowach z tym wątkiem w tle i niemal każda z nich kończyła się refleksją o wolności wyboru i czerpaniu z wiedzy tego, co dla nas jest ok. Wolność i wybór będą też kluczowe dla tego tekstu.

collage

Wolny wybór

Nie chwal, chwal, nie rób tego wcale albo rób przynajmniej dwa razy dziennie. Bij brawo najgłośniej jak się da, a jeśli czujesz, że Ci to nie pasuje, to nie rób tego wcale. Od ilości porad i wskazówek czasem aż można oszaleć i pogubić się w tym, co ma sens, a co niekoniecznie. Cokolwiek nie postanowisz, wybór jest po Twojej stronie i cokolwiek nie zdecydujesz, zadzieje się to w Twojej relacji z dzieckiem, a nie na kartach poradnika albo warsztatach o niechwaleniu. Nie chcę i nie zamierzam nikogo przekonywać co do sensu i znaczenia takich, a nie innych komunikatów. Jest jednak pewna teza, z którą chciałabym się zmierzyć, a która pada niemal w każdej dyskusji dotyczącej pochwał.

Dzieci potrzebują akceptacji

… a więc potrzebują pochwał – mniej więcej tak owa teza brzmi. Z pierwszą częścią zgodzę się na 100%. Dzieci potrzebują akceptacji, prawdopodobnie większość dorosłych też. Tej od znaczących osób, samoakceptacji, akceptacji bezwarunkowej, akceptacji siebie, swojego ciała, wyborów i tak dalej, i tak dalej. Potrzeba akceptacji jest jedną z tych, które w tekstach o psychologii padają chyba najczęściej, a jednocześnie mają tak szeroki zakres. Nie da się zaprzeczyć istnieniu takiej potrzeby, ani temu, że zaspokoić możemy ją na różne sposoby. Owe sposoby to strategie, a pochwała jest jedną z nich, ale o tym za chwilę.

Skoro dzieci potrzebują akceptacji, skoro potrzebujemy jej my wszyscy, możemy pomyśleć sobie o tym, co będzie taką strategią, która pomoże ową potrzebę zaspokoić. U różnych ludzi, na różnych etapach życia, w różnych sytuacjach, owe strategie mogą być różne. Co ważne – nie wszystkie strategie są skuteczne i nie wszystkie nam służą. Weźmy na przykład taką potrzebę akceptacji swojego ciała, tak mocno dającą o sobie znać po zimowym śnie. Rozpoznaję potrzebę i szukam strategii. Część z nich może dotyczyć wszystkiego tego, co mogę zrobić, żeby z tym ciałem poczuć się lepiej – od ćwiczeń z Chodakowską, przez brzuszki z Mel B i urodziwe pączki Lewandowskiej. Mogę też wybrać jedną z tych strategii, które pomogą mi myśleć, że „kochanego ciałka nigdy nie za dużo” albo że „schudnę do lata, muszę tylko zdecydować, do którego”. Cokolwiek nie postanowię, której strategii nie wybiorę, moim celem będzie zaspokojenie tej potrzeby akceptacji, o ile oczywiście troska o nią będzie dla mnie ważna. Mój cel to jedno, ale skuteczność konkretnej strategii to drugie.

Wiemy już, że dzieci potrzebują akceptacji. Akceptacji od bliskich osób, akceptacji bezwarunkowej. Zwolennicy pochwał przywołują często osobiste argumenty dotyczące deficytu pochwał w dzieciństwie albo tego, jak oni sami lubią być chwaleni. „Mnie nikt nie chwalił i nie będę tego dozować swoim dzieciom” albo „Wszyscy lubimy być chwaleni” to głosy, które mają potwierdzać sens stosowania pochwał właśnie w odniesieniu do potrzeby akceptacji. W ich ocenie pochwała staje się taką strategią, która może być pomocna, kiedy chcemy ową potrzebę zaspokoić naszym dzieciom. Czy jednak to właśnie ma miejsce?

Wyobraźcie sobie dwulatka, który zaczyna śpiewać i dostaje głośne brawa. Raz, drugi, kolejny. Śpiewa poproszony o występ dla babci, bez okazji, przerywając rozmowę. Są brawa, podziw, splendor i chwała. No bo przecież każdy potrzebuje akceptacji. Czy jednak ta potrzeba zostaje zaspokojona? Czy może następnym razem dziecko domaga się tych braw więcej i więcej, a często nawet nie skupia się na śpiewie, ale na reakcji otoczenia? Co tu się dzieje? Nic innego jak jeden z podstawowych mechanizmów dotyczących uzależnienia od nagrody. Bo nagrody są bardzo miłe, kuszące i uzależniające właśnie. Idźmy dalej. Jeśli mam potrzebę bycia akceptowaną przez męża, to pochwały faktycznie mogą być jedną ze strategii, która może mi pomóc. Co jednak, kiedy ich zabraknie? Co kiedy po latach zachwytu nad każdą ugotowaną zupą i założoną sukienką, przestanę go słyszeć? Czy gdzieś mi to umknie czy może zacznę się zastanawiać, co jest grane?

http___www.pixteller.com_pdata_t_l-368923

A może z innej beczki?

Z beczki strategii. Skoro mam potrzebę akceptacji i moje dziecko ją ma, to zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby się o nią zatroszczyć? Bo przecież negacja tradycyjnej pochwały, nie oznacza kamiennej twarzy i milczenia. Poszukiwanie innych strategii to po części próba znalezienia odpowiedzi na pytanie: Co zamiast pochwał? (więcej o tym, a raczej o tym, jak nie szukać narzędzi, ale budować relację bez warunków, napisałam w pierwszym tekście o pochwałach tutaj). Zadając to pytanie, wracam do intencji – co jest moim celem? Jeśli okazanie owej akceptacji, to po jakie strategie mogę sięgnąć? Co zrobić? W jaki sposób próbować zatroszczyć się o tę potrzebę? Czy oceniając i osądzając, czy dając uwagę bez wartościowania? Czy po prostu będąc obok, dostrzegając, uczestnicząc? A może unikając krytyki i zwracania uwagi? Być może pomocne okażą się jakieś zupełnie inne strategie, niekoniecznie wystudiowane zdania albo wyuczone dialogi.

Nie będę się rozwodzić nad tymi pochwałami, bo wydaje mi się, że ten pierwszy tekst mocno wyczerpuje temat. Odsyłam Was jednak do tekstu Małgosi Musiał z Dobrej Relacji, który bardzo dobrze oddaje istotę dostrzegania, a nie nadawania ocen.

collage22

 zdjęcie tytułowe: flickr, Kristian Niemi, cc