Pozwól złości się przetoczyć. Po raz pierwszy trafiłam na to wyrażenie w książce „Rodzicielstwo przez zabawę” (Lawrence J. Cohen). Przetoczyć, czyli przejść od początku do końca, od wybuchu po wyciszenie. Pomyślałam sobie wtedy, że to niezwykle trudne. Być obok, nie zrywać kontaktu, a jednocześnie dać przestrzeń, w której ta dziecięca złość może się wydarzyć. Zaraz potem przypomniały mi się te wszystkie sytuacje z mojego życia, w których po prostu chciałam dać upust swoim emocjom i…nic więcej. Powściekać się, potupać (dosłownie i w przenośni), wyżalić, wykrzyczeć i na końcu dojść do wniosku, że już mi lepiej. Znacie to?

Pisałam już kilka razy o tym, jakim wyzwaniem jest akceptacja całej palety dziecięcych emocji. Są ludzie, dla których nadmierna radość jest problemem, a głośny śmiech dzieci doprowadza ich do szału. Są też i tacy, dla których owym kłopotem są  głównie trudne emocje. Dziecięcy płacz wprawia nas czasem w zakłopotanie, usiłujemy szybko pocieszyć albo skarcić dziecko, bo „nie ma o co płakać”. Podobnie jest ze złością, bo przecież „złość piękności szkodzi, nie wypada się tak wściekać, no nie złość się już, uszy do góry”. Bardzo często takie słowa odkrywają nas samych i nasze emocjonalne luki, których ktoś kiedyś nie wypełnił przyzwoleniem i akceptacją. Mówimy to, co sami słyszeliśmy, doradzamy tak, jak nam doradzano, jak nas uczono i chowano na „twardzieli”.

Pamiętam pierwszy, bardzo zdecydowany i mocny wybuch naszej córki. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo to było bardzo „nasze”, ale chyba nigdy nie zapomnę tego poczucia zmęczenia. Czułam się jakby mnie ktoś rozjechał ciężkim walcem i jeszcze skakał po mojej głowie. Byłam zmęczona, wyczerpana, zdołowana. A moje dziecko? Poprosiło o wodę i poszło spać. Po prostu, jakby nic się nie stało. Zdałam sobie sprawę z czym miałam do czynienia dopiero kilka dni później. Uporządkowałam sobie to, co się zadziało, poszukałam wsparcia w mądrych książkach i w tej dziecięcej złości dostrzegłam coś, co po prostu było rozładowaniem frustracji, swoistym „wywaleniem tego z siebie”. Będąc obok, podtrzymując kontakt i próbując wesprzeć moją córkę, wzięłam na siebie sporą część tych uczuć, idealnie oddając przebieg procesu kontenerowania (o którym więcej pisałam tutaj), czyli w skrócie przyjęcia, magazynowania i obróbki trudnych emocji. Wyszłam z tego zmęczona, a moje dziecko uwolnione. Wtedy na własnej skórze poczułam, że czasem złość po prostu musi się przetoczyć.

Większość rodziców z góry zakłada, że problemem jest sam atak (…) Napady są dziecięcym sposobem na wyrażenie i rozładowanie frustracji. Potem mogą jak gdyby nigdy nic wrócić do swoich spraw. Zdarza się, że po ataku, który zdarza się w samym środku jakiejś trudnej czynności – na przykład odrabiania lekcji (…) następuje przełom, przypływ zrozumienia albo inne osiągnięcie. Tak jakby atak histerii rozniósł w drzazgi bramę do wieży bezsilności (…) Można w to wierzyć lub nie, ale czasami wystarczy po prostu pozwolić przetoczyć się jednemu lub dwóm atakom histerii  – do samego końca, bez żadnego przerywania. Czasami to wystarczy, aby dziecko przestało sięgać po tę metodę. Ma już pewność, że ktoś go wreszcie wysłuchał.

                                                                                                                                                                                          Lawrence J. Cohen „Rodzicielstwo przez zabawę”

Być obok, w kontakcie, bez narzucania się i podejmowania prób pocieszenia na siłę. Tak widzę to „przetoczenie”. Nie ma tu miejsca na żadne kary, izolację, odesłanie, nic co mogłoby dodawać element warunku do naszej relacji. Być dobrym towarzyszem złości to naprawdę duże wyzwanie.

źródło zdjęcia: flickr, Rolands Lakis