Nie było mnie tu sto lat. Cztery miesiące, a dla mnie jak lata i właśnie blisko stu. Pochłonęło mnie tworzenie Bliskiego Miejsca, pochłonęły wakacje, moja coraz starsza córka i codzienność, o którą nie dbam tak, jak chcę.

Wracam, obiecuję to sobie, a w mojej głowie aż roi się od pomysłów na teksty. Zanim jednak powstaną, chcę wyjść z systemu przetrwania. Tego, że jestem w zadaniach, a nie tu i teraz. Tego, że za rzadko wybieram empatię dla siebie i za mało wlewam do swojego kubka.

Na szczęście mam swojego trenera, najlepszego z możliwych.

Tego dnia szłyśmy do przedszkola. Niby razem, ale część moich myśli była gdzieś obok. Ja szybko, ona wolno. Ja coraz szybciej, bo zegarek, bo już czas. Ona coraz wolniej, bo… bo coraz wolniej, po prostu. Spróbujemy szybciej? – spytałam. Tak – odpowiedziała, ale nasze tempo nie podskoczyło nawet odrobinę. Sytuacja ta powtórzyła się kilka razy, a ja zaczęłam tęsknić za czasami z wózkiem, kiedy to ja narzucałam rytm.

Kilka dni później spotkałam się z koleżanką. Prowadziłyśmy razem warsztat, podczas którego nagle doznałam olśnienia. Gdzieś między innymi tematami, gdzieś podczas opowieści kogoś innego przyszła ta myśl. Przyszła od owej koleżanki, do której wdzięczności nie wyrażę w słowach, ale będę pamiętać na długo. Koleżanka ta wspomniała o Juulu i o tym, że twierdzi on, że dzieci zawsze chcą współpracować z dorosłymi, ale że czasem robią to w sposób odwrócony. Że kiedy dorosły robi coś, albo o coś prosi, dzieci robią coś z zupełnie innego bieguna.

I zrozumiałam.

Zrozumiałam bieg, który próbuje zwolnić moja córka. Tempo, którym ona nie idzie, nie tylko w sensie czynności. Tempo, w które wpadłam ja, szybciej, szybciej, szybciej. A ona wolniej. I wolniej i wolniej. Czy warto, żebym dodała, że tylko ze mną zaczęła chodzić tak wolno? Sprawdziłam. Sprawdziłam to ze wszystkimi, którzy z nią spacerują i tylko ja dostałam ten pakiet. Prezencik taki, Ty za szybko, to może ja wolniej.

Być może to wcale nie jest taka interpretacja, ale ja ją kupuję. Z wdzięcznością do Ani, która przypomniała mi tego Juula i do mojej córki, która mi to pokazała. Dostrajam się więc, zwalniam, już nie chcę biec, a przynajmniej nie chcę tego tempa jej narzucać.

Myślę też o tych wszystkich przypadkach, kiedy to nie jestem ja i nie jest to moja córka. Czy one też są z tego kawałka? Tej współpracy, ale w odwrotny sposób?

To powolne jedzenie, kiedy biegniecie do lekarza i nie można się spóźnić.

Ten poranny slow life, kiedy szef uprawia inne tempo, a w przedszkolu straszą, że nie wpuszczą spóźnialskich.

Ten potok słów, kiedy szukasz ciszy po pracy.

Te odmowy przy stole, kiedy tak bardzo nam zależy, żeby akurat ta zupa zniknęła z talerza.

To dłuższe niż zwykle rozstanie, kiedy Tobie wyjątkowo zależy na czasie.

Ten ogrom spraw, kiedy akurat odwiedziła Cię koleżanka i chcecie pogadać.

Oczywiście, że każda z tych sytuacji może mieć wiele przyczyn. Oczywiście, że są wyrwane z kontekstu, ale co jeśli? Co jeśli chociaż w jednej z nich, Twoje, moje, czyjeś dziecko daje subtelny znak?

Nie, nie drodzy dorośli. Tak to ja nie chcę. To jest Wasze, nie moje. Wasze tempo, Wasze oczekiwania, Wasze pomysły, Wasze sposoby ich realizacji. Czasem w to idę, a czasem w inną stronę. Czasem razem z Wami, a czasem wolniej, inaczej, po swojemu.