Są takie dwa zdania, które w pracy i kontakcie z rodzicami słyszę bardzo często:

– To działa

– To nie działa

Działa albo nie. Kiedy pytam ich, co to oznacza, zwykle jest to coś z obszaru „dziecko zaczyna albo przestaje coś robić”. Bodziec – reakcja, przyczyna – skutek. Osobiście mam z tym działaniem spory kłopot. Bo w sumie co to znaczy tak naprawdę? Działa, czyli pomaga dziecku czy rodzicowi? Działa, czyli jest najlepszym z możliwych rozwiązań? Działa, czyli odpala przycisk „on/off”?

W repertuarze różnych porad wychowawczych stale obecne są te, które całą kontrolę zostawiają po stronie rodzica. Mocno akcentują asymetrię relacji, jakby wizja jej równości była czymś przerażającym. Prym wiodą wszystkie te techniki, w których mówi się o pewnego rodzaju treningu, wzmacnianiu, wygaszaniu, czyli techniki behawioralne. Nie można odbierać im tego, że u ich podstaw leży jeden z głównych nurtów w psychologii, warto jednak pamiętać, że nie jest on jedyny i z całą pewnością nie pomaga w opisie całości ludzkiego funkcjonowania. Mamy więc kary i nagrody, zachowania pożądane i te mniej, trening czystości, trening snu i trening wielu innych rzeczy, do których można też dojść inną drogą. Bo ta behawioralna nie jest jedyna i warto to podkreślić po raz kolejny.

Kiedy piszę o tym podkreślaniu, nie mam na myśli grożenia palcem i wytykania „robisz to źle”. Dla mnie to raczej „robisz to po swojemu” albo dlatego, że ktoś tak Ci podpowiedział. Rodzicielstwo to w ogóle taki obszar, w którym z jednej strony mamy szansę na niesamowity rozwój, a z drugiej bardzo łatwo nas zranić, np. oceną. Mam w sobie poczucie, że można mówić o wielu metodach, sposobach, teoriach, jednak zawsze warto jest zostawić przestrzeń na to, co dana rodzina wybierze. Na to, co jest dla niej bliskie, możliwe, na co ma zasoby i otwartość. Kiedy więc w rozmowach o wychowaniu pada: To działa albo To nie działa, w mojej głowie nie rodzi się potrzeba „nawracania”, a raczej chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie: Czy to jest coś, co wspiera?

Karny jeżyk działa – mówią rodzice na warsztatach. I pewnie tak jest – tu i teraz „działa”, jak większość technik behawioralnych, szczególnie stosowanych po raz pierwszy (przeczytaj: Time out – karny jeżyk od podszewki). Wygasza to, co niepożądane albo wzmacnia to, co wręcz oczekiwane. Wygaszanie i wzmacnianie może jednak nie być tym, co buduje i co wspiera. Buduje i wspiera relację, ale też buduje i wspiera dziecko, a także dorosłego. Kary i nagrody bardzo mocno koncentrują nas na „tu i teraz”, jednak to „tu i teraz” nie ma nic wspólnego z uważnością. Behawioralne „tu i teraz” to raczej to, co dotyczy bodźca i reakcji. Niewiele jest mowy o tym, co przed ani co po. Jest zachowanie, konkret, fakt. Coś, co można wzmocnić nagrodą albo wygasić karą. Poza tym, co dzieje się „tu i teraz” jest jeszcze rozwój. Poza zachowaniem jest cała mnogość innych spraw. Potrzeby, emocje, osobowość, temperament, kontekst, relacja itd. itd. A im kary i nagrody nie robią już najlepiej, określenie „nie działają” to w tym przypadku za mało.

Lubię zadawać pytania o to, co jest dla nas ważne.

Czy ta chwila spokoju w autobusie czy wspieranie empatii dziecka? Czy to, żeby ono przestało krzyczeć, bo nie obejrzy bajki, czy żeby zwróciło uwagę na to, co tym krzykiem może robić innym pasażerom?

Czy tu i teraz ważne jest dla mnie, żeby odesłać do kąta dziecko, które mnie szczypie, czy żeby powiedzieć mu o moich granicach i wspierać je w rozumieniu tych granic u innych ludzi?

Czy ważna jest dla mnie ta piątka z polskiego zdobyta dla naklejek wymienialnych na tablet, czy może rozwijająca się chęć zdobywania wiedzy dla samego siebie?

W takich pytaniach mocno wybrzmiewa to, co „działa”, a co „nie działa”, bo przecież empatia nie rozwinie się „na już”, między dwoma przystankami autobusu. Podobnie z kwestią granic, nie liczę na to, że dziecko za pierwszym, a nawet dziesiątym razem spojrzy na mnie i powie: Wybacz Matko, nie będę Cie już szczypać, to przekracza Twoje granice. Wiem jednak, że nie w „działaniu” droga.

Czasem mam takie chwile, że myślę sobie, że byłoby łatwiej zainstalować tego karnego jeża albo tablicę z naklejkami i mieć z głowy. Akcja – reakcja, a nie jakieś wspieranie, na które danego dnia nie mam siły. Zaraz potem dostaję potężną dawkę empatii od mojego dziecka, albo widzę, jak ono daje ją komuś „na zewnątrz”. I mocno dzwoni mi wówczas pewno zdanie, którego autora nie znam, a które trafia w sedno: Chcesz mieć rację czy relację?

Prawa do zdjęcia: Kevin Conor Keller, flickr, cc