Zostaw go, niech się wypłacze. Możesz sobie płakać, mnie to nie rusza. Ja mojego tak zostawiam, on się drze, ryczy, a za jakiś czas orientuje się, że nie będzie mną rządził i przestaje.

To tylko przykładowe zdania, które przynajmniej raz w życiu usłyszy każdy rodzic. Jak przy typowej wskazówce dostaje dwie opcje – iść z tym albo iść pod prąd. Każda z tych dróg jest w sumie „rozwojowa” – płacz ponoć rozwija płuca a pochylanie się na emocjami dziecka ponoć rozwija syndrom beksy albo synusia mamusi. Mamy więc te dwie hipotezy, a razem z nimi kilka następnych, za jednym tchem wymienianych jako argumenty za „pozostawieniem niech się wypłacze” (inaczej: cry it out). Na szczęście dla dzieci (rodziców i całej ludzkości), coraz częściej i głośniej mówi się o niekorzystnych następstwach takich decyzji. Nie są to jednak żadne naukowe rewolucje, gdyż pierwsze badania w tym zakresie datowane są na lata 70. XX wieku (1). Wyniki tych, jak również wielu kolejnych, jednoznacznie obalają wszelkie teorie popierające lekceważenie płaczu. Naukowcy robią więc swoje, a rodzice stają przed ważnym wyborem i koniecznością odpowiedzi na pytania – Czym jest płacz dziecka? Czym jest dla mnie płacz mojego dziecka? Czy w płaczu dostrzegam sygnał (komunikat)? A może raczej chęć manipulacji, dominacji i ataku terrorystycznego ze strony dziecka?

Zanim powiesz „ale”

Płacz jest ok, jako reakcja organizmu na dyskomfort i jako sygnał – coś się dzieje, trzeba zareagować. Płacz pełni funkcje komunikacyjne i jest reakcją adaptacyjną, w przypadku dziecka często to jedyna możliwość powiedzenia, że dzieje się coś nieprzyjemnego czy wręcz niebezpiecznego. Badacze zajmujący się tym zagadnieniem stwierdzili nawet, że płacz dziecka ma wszystkie cechy sygnału doskonałego – jest automatyczny (odruchowy), przychodzi z łatwością, jest przenikliwy (więc zwraca uwagę opiekuna) i wreszcie modyfikowany na bazie reakcji drugiej strony. Sam płacz nie jest więc problemem i nie może być tak traktowany. „Płacz dziecka jest językiem i każde dziecko płacze w inny sposób. Naukowcy zajmujący się płaczem nazywają te wyjątkowe dźwięki „odciskami płaczu”, ponieważ są tak charakterystyczne dla niemowląt jak ich odciski palców” (1). Świadomość znaczenia tych komunikatów to jedno, ale reakcja na nie, to drugie. Artykuł ten powstał po to, by zwrócić uwagę na niszczącą (dla dziecka, rodziców i ich relacji) siłę, jaką niesie za sobą rada „niech się wypłacze”. To nie płacz jest problemem, ale brak naszej reakcji. I jest na to kilka dowodów.

Zacznijmy od fizjologii

Człowiek to ciało i dusza, nic odkrywczego. Dziecko też człowiek, a więc ma nie tylko duszę, o której dużo tutaj piszę, ale też ciało. Skoro więc płacz ma rozwijać płuca i dotleniać policzki, nie pozostaje nam nic innego jak tylko zaśpiewać „rycz mała, rycz!”. Czyżby?

  • badania przeprowadzone w latach 70. XX wieku wykazały, że niemowlęta, które pozostawiono „na wypłakanie” miały znacznie podwyższone tętno i obniżony poziom tlenu we krwi. Parametry te wracały do normy, kiedy tylko dziecko uzyskało ukojenie ze strony opiekuna (1).
  • podczas przedłużającego się płaczu, w układzie nerwowym przeważają procesy pobudzenia, a obniżone są te związane z hamowaniem. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest reakcja typu „uciekaj albo walcz” – wzrasta poziom adrenaliny, tętno, ciśnienie krwi, potliwość. U dziecka, które uzyska pocieszenie, aktywowany zostaje tzw. nerw błędny, który należy do swoistego systemu wyciszającego organizm, a co za tym idzie, przywracana jest równowaga w w/w reakcjach fizjologicznych (2). O ile pocieszenie przywraca równowagę, o tyle jego brak (w dłuższej perspektywie czasowej) wzmaga ryzyko utrwalenia stanu pobudzenia, co wiąże się z podwyższoną reaktywnością na sytuacje stresowe (mówiąc wprost: bliżej do „nerwusa” niż mistrza zen).

Wielu rodziców, nie wie o tym, że układ pobudzenia organizmu u dziecka rozwija się nadal po urodzeniu i że jest wyjątkowo wrażliwy na stresujące wydarzenia, takie jak płacz w samotności. Zatem zostawianie dziecka, by „się uspokoiło”, może mieć długotrwały, niekorzystny wpływ na jego ciało i mózg. Dziecko nie potrafi przywrócić autonomicznego układu nerwowego do stanu równowagi; możesz tego dokonać tylko ty.

                Margot Sunderland „Mądrzy rodzice”
  • u dziecka, które długo płacze wydziela się nadmierna ilość kortyzolu, czyli hormonu stresu. Jeżeli dziecko nie uzyska wsparcia, hormon ten utrzymuje się na niebezpiecznie wysokim poziomie. Jest to potencjalnie niebezpieczna sytuacja, gdyż ilość kortyzolu może osiągnąć toksyczny poziom i uszkodzić kluczowe struktury oraz systemy rozwijającego się mózgu. Kortyzol jest wolno działającą substancją, której stężenie może utrzymywać się przez wiele godzin, a u osób dotkniętych depresją – nawet wiele tygodni. (Sunderland, 2008)
  • płacz dziecka jest sygnałem i pewnie wielu z nas powie, że nie ma nic złego w płakaniu raz na jakiś czas. Pewnie! Kluczem jest właśnie owe „raz na jakiś czas” i reakcja otoczenia (czy będzie lekceważąca czy empatyczna, czy płacz będzie odczytywany i traktowany jako komunikat, czy spotka się z obojętnością, a konieczność samotnego wypłakiwania się potraktowana zostanie jako metoda wychowawcza). Podczas długotrwałego płaczu w mózgu reaktywowane są ścieżki bólu, podobne do tych, które dają o sobie znać podczas fizycznego zranienia (2)
  • no i wreszcie te płuca – dziecięce płuca funkcjonują w pełni już pół godziny po narodzinach. Nie ma więc co rozwijać poprzez płacz, a już na pewno nie ten lekceważony (1).

Co na to dusza?

O tym, że długi, samotny płacz dziecka jest niekorzystny dla zdrowia już wiemy. Ale co z psychiką? Przecież „z nami nikt się tak nie cackał i nic nam nie jest”. Jeden z moich ulubionych argumentów, poparty rzeszami pewnych siebie ludzi, którzy przecież nie mają żadnych problemów z emocjami i zachowaniem. Fakt, że „kiedyś nikt się nie cackał” to pokłosie mądrości z z lat 90. XIX. Wówczas to głoszono wyssane z palca tezy, w myśl których płacz dziecka jest formą manipulacji, a najlepszą reakcją jest brak reakcji. Głównym propagatorem tych haseł był pediatra Emmett Holt, a żadne z głoszonych przez niego haseł nie miało podłoża empirycznego. Ot wpadł na taki pomysł i tyle. Niestety to jego „i tyle” ciągnie się za nami do dzisiaj i za wszystkimi dziećmi, w których dostrzega się zastępy przebiegłych manipulatorów, które ciągle chcą być na rękach. Na szczęście naukowcy już dawno obalili wszelkie mity o terrorystycznych zapędach małych dzieci.

W relacji rodzice – dziecko niezwykle istotna jest regulacja. To, co robimy ma ogromne znaczenie dla tego, co robią nasze dzieci. To jak reagujemy lub nie również. Reakcje dzieci i ich emocje wpływają również na nasze zachowania i uczucia. Jednym słowem rodzina kołem się toczy. Jeżeli płacz dziecka uznamy za syngal i komunikat, łatwiej nam będzie podjąć trud jego interpretacji. Czy to pragnienie dosłowne, które uleczy łyk mleka czy to bliskościowe, na które najlepsze są ciepłe ramiona rodzica. Czy to strach, ból a może brudna pielucha. Zgodnie z teorią przywiązania, płacz dziecka jest jednym z zachowań przywiązaniowych, których celem jest zapewnienie emocjonalnej i fizycznej bliskości z opiekunem. Rodzaj reakcji ma ogromne znaczenie dla kształtowania modelu roboczego (więcej tutaj, tutajtutaj), a w konsekwencji więzi. Rodzina jest zatem pierwszym kontekstem, w którym dziecko nabywa wiedzy o emocjach (3). To, w jaki sposób rodzice reagują na te emocje, ma ogromne znaczenie dla rozwoju dzieci.

  • wrażliwość rodziców na dziecięce wyrazy emocji sprzyja tworzeniu się bezpiecznej więzi, zaś brak wrażliwości skutkuje brakiem poczucia bezpieczeństwa. Badacze wskazują na fakt, iż trzy podstawowe typy przywiązania, łączą się z konkretnymi wzorcami regulacji emocji (3). Bezpieczne przywiązanie – dzieci wiedzą, że okazywanie emocji, zarówno pozytywnych jak i trudnych, jest akceptowane przez rodziców. Mają one przekonanie, że oznaki cierpienia zaalarmują rodziców i wywołają z ich strony pomoc w postaci ukojenia. Dzieci te mają skłonność do adekwatnego reagowania na szeroki zakres emocji u innych osób. Dzieci z więzią unikową spotykały się często z odrzuceniem ich emocji, głównie tych trudnych. W efekcie wypracowują one strategie, których celem jest ukrywanie tych uczuć, które mogą prowadzić do bycia ignorowanym i odrzuconym. Oznacza to nic innego jak pewne zamknięcie się na emocje, a nie, jak twierdzą zwolennicy wypłakiwania, poradzenie sobie z nimi. Emocje te zostają stłumione, a nie przepracowane. Z kolei trzecia grupa, dzieci z więzią ambiwalentną, doświadczały niespójnych reakcji na swoje uczucia, przez co mogą mieć skłonność do nadmiernej ekspresji trudnych emocji (jako sposób na zwrócenie uwagi opiekuna, a co za tym idzie pewną szansę na uzyskanie pocieszenia – na zasadzie „może tym razem się uda”)
  • już w latach 70 XX. Sylvia Bell i Mary Ainsworth przeprowadziły badania w dwóch grupach złożonych z par matka – dziecko. W pierwszej grupie matki reagowały na płacz niemowlęcia z troską, zaś w drugiej były bardziej powściągliwe. W wyniku tych badań stwierdzono, że dzieci z grupy pierwszej, w wieku 12 miesięcy, rzadziej używały płaczu jako sposobu komunikacji, wykształciły natomiast lepsze umiejętności porozumiewania się, dla których bazą była bezpieczna więź. Wbrew obiegowym opiniom nie wyrastały więc na „beksy” i „niedorajdy”, a komunikat „Twoje emocje są ważne, Ty jesteś ważny”, pomagał im w kształtowaniu umiejętności radzenia sobie z emocjami. Co ciekawe reakcja matek nie pozostawała bez znaczenia również dla nich samych. Badania dowiodły, że te matki, które nie wykazywały troski w sytuacji płaczu, stopniowo stawały się mniej wrażliwe na inne sygnały wysyłane przez dziecko, co odbijało się na ich relacji (1).
  • niedostępność emocjonalna matek stanowi niepokojące przeżycie dla dzieci. Badacze wskazują nawet, że jest ona bardziej bolesna niż chwilowa nieobecność fizyczna matki (3). „Matka musi być dostępna, by zaoferować dziecku optymalny poziom stymulacji, modulować poziom jego pobudzenia i kształtować przebieg jego dalszego rozwoju emocjonalnego poprzez odwzajemnienie jego reakcji uczuciowych” (Schaffer, 2009).
  • brak reakcji na płacz dziecka często nazywany jest uczeniem. „Uczę go, jak radzić sobie z emocjami” albo „uczę go, że nie będę na każde zawołanie”. Takie podejście zakłada, że (pozorny) brak reakcji zaprowadzi do wyciszenia płaczu, czyli usunięcia go jako objawu. Następuje to poprzez zastosowanie różnych technik behawioralnych w postaci wzmocnień pozytywnych (pochwały za brak płaczu albo punkty, słoneczka np. za rozstanie w przedszkolu bez płaczu), wzmocnień negatywnych (kary w reakcji na płacz – izolacja i time out („time out of positive reinforcement”, czyli czas bez pozytywnego wzmocnienia, „karny jeżyk”, „niech sobie przemyśli”), warunkowania uczuć („nie będę Cię przytulać, jak będziesz tak płakać”) albo braku uwagi, który też może być karą (np.jeśli rodzic na siłę przyjmuje kamienną twarz i nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z płaczącym dzieckiem). Każda z tych technik ma na celu wygaszenie niepożądanego zachowania albo wzmocnienie pożądanego. W przypadku płaczu będzie to zatem wygaszenie płaczu i wzmocnienie jego braku. Podejście to nijak ma się do budowania relacji z dzieckiem, a już na pewno nie do tej bezpiecznej. Stosując techniki behawioralne nie tylko nadajemy naszej relacji element warunku („będzie ok, jeśli…”), ale przede wszystkim uznajemy ów płacz za coś, co jest problemem i czego trzeba się pozbyć. Tymczasem doskonale wiemy, że to nie sam płacz stanowi problem, ale nasze niewłaściwe reakcje. Płacz to sygnał, a tylko od nas zależy jak go odczytamy i jaki język emocji przekażemy naszym dzieciom.

Człowiek składa się z duszy i ciała, psyche i soma. Wypłakiwanie się czy też cry it out, w ciągu dnia albo przed snem to działanie wbrew naturze, matki, ojca, dziecka i ich relacji. Tam, gdzie w grę wchodzą ludzkie emocje, ich rozwój i ekspresja, tam, gdzie rozwija się młody mózg, ufność do świata i podejście do relacji, tam nie może być miejsca na takie działania. Czy to będzie słynne 3-5-7 przed snem czy też obojętne „rycz ile wlezie, na mnie to nie działa”, konsekwencje będą poważne.

Do poczytania

Dr Ferber kontra dr Sears, czyli o zasypianiu inaczej – świetna polemika z tezami głównego propagatora wypłakiwania się przed snem

Crying It Out Causes Damage to the Brain

Cry It Out: The Potential Dangers of Leaving Your Baby to Cry

„Księga wymagającego dziecka” W.M. Sears (szczególnie w temacie rozdział „Płacz dziecka – co oznacza i jak go słuchać”)

Bibliografia:

(1) Sears W.M. (2015). Księga wymagającego dziecka. Warszawa: Mamania

(2) Sunderland M. (2008). Mądrzy rodzice. Warszawa: Świat Książki

(3) Schaffer R. (2014). Psychologia dziecka. Warszawa: PWN źródło zdjęcia: Pekka Nikrus, flickr