Empatia jest wyborem. Lubię tę myśl. Daje mi dużo autonomii i bezpieczeństwa, daje mi też zrozumienie i łagodność.

Autonomia i bezpieczeństwo przychodzą wtedy, kiedy tę empatię wybieram. Kiedy decyduję się na takie, a nie inne rozwiązania, bo to jest w zgodzie ze mną. Moim wyborem jest więc to, że pochylam się nad dzieckiem, kiedy jest mu trudno. Moim jest to, że nie udzielam mu porad gotowców z poziomu „wiem lepiej”. Moim wyborem jest to, że chcę je wspierać, być z nim w relacji, a nie szukać czegoś, co działa i daje mi rację. Również moim wyborem jest to, że czasem angażuję się w coś 100%, a czasem wybieram troskę o siebie.

Zrozumienie i łagodność dotyczą właśnie tej troski o siebie. Bo, nie oszukujmy się, nie jestem ideałem, który zawsze działa wg wyuczonego schematu, który pokazał mi Daniel Siegel, a w mojej krwi nie płyną wyłącznie bliskościowe, bezprzemocowe myśli z książek, które trzymam na półkach. Pomaga mi łagodność, empatia dla siebie. Nie taka, która udaje troskę i mówi „dobra, dobra, jesteś rodzicem, masz prawo, wolno ci”. O nie, nie. Lubię zapraszać do siebie taką, która naprawdę tę troskę w sobie ma „Zrobiłaś to, co w tej chwili miałaś w zasięgu. Gdybyś miała inną strategię, gdybyś miała inne zasoby, pewnie byś z nich skorzystała”. I to za nią idą myśli, że ja chcę mieć te inne strategie, chcę mieć te inne zasoby, chcę nad tym wszystkim pracować. I pracuję. Rodzice wybierają różne drogi, które są ową pracą nad sobą. Jedni wybierają warsztaty, inni terapię, inni książki i otaczanie się ludźmi, którzy myślą podobnie.

Jak to jest w życiu realnym?

To pytanie też lubię. Jak to jest w prawdziwym życiu, bo ładnie to brzmi, ale co to w sumie oznacza? Empatia, wybór, rodzicielstwo? Jak złożyć to w jedną całość?

Nie będę chyba odkrywcza, jeśli powiem, że w ładowaniu mojego kubeczka empatii pomaga mi doświadczanie empatii. Sytuacje, w których ktoś mnie słucha, słyszy, bierze pod uwagę. Albo te w których ja sama siebie słyszę i biorę pod uwagę. Z praktyki i nauki Porozumienia bez przemocy wynoszę ciągle coś nowego i jest kilka rzeczy, które bardzo chciałabym pokazać też Wam. Jedną z nich jest „schemat”, który bardzo pomaga mi w kontakcie z ludźmi, a najbardziej z dziećmi.

O sposobach wchodzenia w kontakt

Są trzy, a przynajmniej o tych trzech chcę dzisiaj Wam napisać. Pokazać też na schemacie, bo mam takie doświadczenie ze spotkań z rodzicami, że on bardzo pomaga i zostaje w głowie.

IMG_20171120_134142

Jak myślicie, gdzie najczęściej są nasze dzieci?

Gdzie stają, kiedy im trudno albo źle? Gdzie, kiedy dzieje się u nich coś ważnego, kiedy są silne emocje, zarówno te pozytywne jak i trudne?

Żeby Wam to pokazać, razem z moją córką wprawiłyśmy w ruch figurki, które są dziećmi i rodzicami.

Dzieci wyrażają siebie. Są w tym mistrzami świata już od narodzin. Płaczem, wołaniem, śmiechem, krzykiem, gryzieniem, pluciem. Tym, co nam dorosłym się podoba i tym, czego często nie akceptujemy. Nadają nam setki, tysiące komunikatów dziennie. Nadają je nam, nadają innym dzieciom, ciociom, babciom, sąsiadowi w windzie. Wyrażają siebie słowem, miną, gestem albo brakiem tego wszystkiego.

A jak myślicie, gdzie często stajemy my dorośli?

Nawykowo, może kulturowo trochę, trochę z automatu, my też chcemy siebie powyrażać. Ocenić coś, skomentować, dać dobrą radę, wychować słowem. Wychować słowem, czyli koniecznie coś powiedzieć. I to coś, co ma wymiar wychowawczy, jakbyśmy bali się, że bez tego dziecko nic nie ogarnia i „na kogo ono wyrośnie”. To też tutaj ustawiamy siebie, kiedy szukamy tego, co powiedzieć, kiedy dziecko coś robi, jaki komunikat zbudować, żeby coś z naszej strony „zadziałało”.

Dzieci wyrażają siebie, my wyrażamy siebie.

Jesteśmy więc w przykładowej sytuacji:

Trudne rozstanie w przedszkolnej szatni

Dziecku jest trudno rozstać się z nami w przedszkolnej szatni, wyraża siebie płaczem/wołaniem/ucieczką/kurczowym trzymaniem się Twojej kurtki/piskiem na widok nauczyciela. Dla nas, dorosłych, kuszące jest też wtedy wyrażenie siebie, z automatu właśnie i pewnie potrzeby skuteczności, łatwości trochę. Przecież będę po obiedzie/Zobacz inne dzieci wchodzą bez płaczu/Wczoraj nie płakałaś, no daj spokój/Wejdź teraz ładnie, a po przedszkolu pójdziemy na lody/ No coś Ty, przecież będzie super!

Negocjacje na zakupach

Dziecko namawia nas na zestaw ciastoliny. Prosi/namawia coraz głośniej/płacze/piszczy/rzuca się na ziemię/mocno trzyma ten zestaw itd itd. Tysięczny zestaw (w naszym rodzicielskim rachunku)/taki sam, jak wszystkie (w naszej rodzicielskiej ocenie)/nie kupię Ci/nie można mieć wszystkiego/to komercja, naciąganie rodziców na kasę/nie chcę, żebyś się tym bawił/na to się nie zgadzam, mogę Ci kupić drewnianą układankę.

Konflikt z koleżanką z klasy

Dziecko opowiada nam o kłótni z przyjaciółką. Jest dużo słów/złość/płacz/rozgoryczenie/wyzwiska. Idziemy więc za tym, albo w to. Daj spokój, znajdziesz sobie kogoś innego/Nie dziwię Ci się, od początku jej nie lubiłam/Trzeba było jej oddać/Już ja sobie pogadam z jej matką/Sama sobie jesteś winna/Na Twoim miejscu powiedziałabym jej, co o niej myślę/Oj dziecko, chciałabym mieć takie problemy jak Ty.

Konflikt z rodzicem

Dziecko jest zdenerwowane, bo na coś się nie zgadzamy. Krzyczy/złości się trzaska drzwiami/padają oceny, krytyka i nominacje na najgorszych rodziców na świecie. I wtedy my zaczynamy siebie wyrażać. No tak, Ty masz złych rodziców/Gdybyś miała takich rodziców, jak Twoje koleżanki, to dopiero byś zrozumiała/Jak możesz tak mówić, tyle dla Ciebie robimy/Zobaczysz, jak sama będziesz matką.

Podobne sytuacje można by mnożyć. I wcale nie chodzi w tym o to, żeby kogoś tutaj oceniać. Chciałam pokazać Wam, co tutaj ma miejsce – jest dziecko, które siebie wyraża na różne sposoby i jest dorosły, który też siebie wyraża. Każdy z nich najlepiej jak umie, jak ma dostępne. I tkwimy sobie tak w tym wyrażaniu. Ono nadaje mi komunikat, ja jemu też. Nadajemy tak sobie i często rozmijamy się w tym, jak dwa pędzące pociągi. A przecież dobrze, żeby ktoś ten komunikat odebrał, a nie każdy skupiał się na nadawaniu.

Co zatem może pomóc?

Krok z stronę empatycznego słuchania

Nie jest to takie super łatwe. Ba! Mam nawet wrażenie, że w ogóle nie jest. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, nie mamy tego we krwi. Słuchać i słyszeć. Dużo o tym pisałam tutaj, więc nie będę się powtarzać. Kluczowe jednak wydaje się być przyjęcie, że jeśli ktoś ma ten krok zrobić, to na pewno nie dziecko. To nie ono spojrzy na nas i powie „Widzę, że Ci trudno mamo. Chcesz teraz krzyczeć, to Ci pomaga?”. Ok, może tak powie mając naście, dzieścia lat. Może oddzieli wtedy swoje emocje od rodzicielskich i zadba w tym o siebie, nie będzie siebie obciążać. Ale małe dziecko tego nie zrobi, to dla niego za dużo. Ono nie pomyśli „Ok, ok, to Ty się teraz powyrażaj, a ja Ci dam empatię”.

Krok mogę zrobić ja. Dorosły. Ja i mój układ nerwowy. Ja i moja samoregulacja. Ja i moje doświadczenie. Ja i moje zasoby. Ja i moja odpowiedzalność za naszą relację. I to ja mogę szukać tego, co naprawdę może być wspierające i robić STOP dla tego, co nadal jest z mojego woreczka „wyrażanie siebie”.

Skorzystam więc z przykładu z dorosłego życia, podobnego do tych, na górze, żeby jeszcze mocniej to zobrazować.

Wyobraźcie sobie, że jedziecie do przyszłych teściów, pierwszy raz. Co ze strony Waszego partnera byłoby dla Was wspierające? Nie ma się czego bać, zobaczysz, będzie fajnie! Jak ładnie wejdziesz, to zabiorę Cię na lody.

Albo mijacie na drodze bajeczny samochód, któreś z Was mówi, że chciałoby taki mieć. Przecież mamy już jeden samochód. Nie można mieć wszystkiego w życiu. Wcale nie jest taki ładny, naprawdę TO Ci się podoba? Chińskie badziewie.

Albo macie konflikt z przyjacielem. Nie masz większych zmartwień? No to po co Ci ona, olej ją. Sama sobie jesteś winna.

Albo między sobą. Jakbyś miała takiego męża, jak Kaśka, to dopiero byś miała powody do narzekania. Jak Ty możesz tak mówić, tak się dla nas poświęcam! Niewdzięczniku!

Czujecie jak to trafia? Albo jak raczej nie trafia? Bo w sytuacji trudnej, w sytuacji dużych emocji (nawet tych pozytywnych), w sytuacjach, w których chcemy siebie wyrazić, raczej nie pomaga nam to, że nasz potencjalny odbiorca też staje się nadawcą. Nadawcą rady, zbagatelizowania, oceny i tych wszystkich „na Twoim miejscu”.

Jak zatem zrobić krok w stronę empatycznego słuchania?

Otworzyć się. Słuchać i słyszeć. Trochę jak w tym tekście podlinkowanym wyżej, trochę jak w doświadczeniach, w których ktoś nas naprawdę słuchał i słyszał.

Takie słuchanie często nie potrzebuje słów, nie potrzebuje nadawania. Czasem to, że słyszymy widać na naszej dostrojonej twarzy. Czasem widać w łagodności, tonie głosu, odzwierciedlaniu, parafrazie, pytaniach. Czasem, szczególnie dzieciom, pomaga, kiedy nazwiemy to, co odczytujemy w ich wyrażaniu siebie. Kiedy nazywamy coś, co widzimy, a nie jak to interpretujemy. To taki basic wiedzy o tym, co dzieje się w dziecięcym mózgu, chcę o tym napisać za jakiś czas. Napiszę również o tym, co wspiera to empatyczne słuchanie, a co niekoniecznie.

Empatia dla siebie

To krok w nieco inną stronę. Krok w stronę troski o siebie, kiedy nie ma zasobów na nic innego, kiedy spodziewam się, że za chwilę wybuchnę, kiedy mam po dziurki w nosie wszystkiego i myślę o przetrwaniu, a nie jakimś rozwoju albo empatii. O tym też napiszę osobny tekst.

 

Szczere wyrażenie siebie, emapatyczne słuchanie, empatia dla siebie. Trzy sposoby na bycie w kontakcie z dzieckiem i nie tylko. Empatia jest wyborem.