Jedną z rzeczy, za które najbardziej lubię rodzicielstwo oparte na bliskości i szacunku jest to, że nie ma w nim gotowców. Nie ma regułek, które trzeba wyklepać przed dzieckiem, nie ma zaklęć, nie ma technik i nie ma narzędzi. To, co widzę jako zaletę tego podejścia, bywa jednak odbierane jako jego wada. Bo w sumie to fajnie, fajnie – relacja, empatia, bliskość, czyli co? Co ja mam robić, jak dziecko bije brata? Co mam mu powiedzieć, jak nie pozwala sobie odciągnąć kataru? Co mam zrobić, kiedy nie sprząta/nie chce jeść/ucieka z wanny/nie myje zębów/ i tak dalej, dalej i dalej.

Znacie to pewnie. Większość rodziców zna, ja też. Co robić? Co powiedzieć? Jak się zachować? Jak zareagować? Szukamy konkretów i wydaje nam się, że bardzo ich potrzebujemy. Sama też to robię, szczególnie, kiedy w moim osobistym kubeczku jest mało energii, zasobów, empatii dla samej siebie. Wtedy, kiedy chcę przetrwać i skończyć dzień bez strat w ludziach, a nie być wzorem komunikacji bez przemocy i nerwów. I niemal zawsze w takich sytuacjach łapię się na tym, że szukam nie tam, gdzie jest odpowiedź.

Czego potrzebują rodzice?

To zdanie, którym zaczynamy różne spotkania – warsztaty i konsultacje. Nasze rodzicielskie oczekiwania, potrzeby i to, co sprawia, że szukamy wsparcia, bardzo często dotyczą konkretów. Zdarza się nawet, że to pada wprost, często językiem wyniesionym z pracy – bo ja mam taki kejs w domu i potrzebne mi są jakieś narzędzia.

Narzędzia kojarzą mi się z konkretem, z czymś, co zawsze, wszędzie i u wszystkich zadziała. Zawsze, wszędzie i u wszystkich – już kiedy to piszę, wiem, że takich rzeczy po prostu nie ma. Można szukać, kombinować, stosować. Tu dać karę, tam nagrodę, tu odwrócić uwagę, a tam zostawić na krześle na trzy minuty. To przecież są konkrety. Konkretny jest też Nurofen, który podajemy czasem dzieciom na gorączkę. Czy jednak ktoś z nas podaje go bez przerwy? Czy robimy to bez pytań o przyczyny, skuteczność i konsekwencje?

A może spróbujmy z innej strony?

Czy trzeba powiedzieć C, kiedy powiedziało się A?

Zanim przejdę do tego całego reagowania i coś-mówienia w sytuacjach trudnych, chcę Wam pokazać pewien schemat, który wzięłam dla siebie z czasów, w których pracowałam na uczelni i zajmowałam się diagnozą psychologiczną dzieci, a jednocześnie szkoliłam z terapii poznawczo-behawioralnej dzieci i młodzieży. Lubię go, choć nie ma w nim nic odkrywczego. Jest to schemat, na którym opieram niektóre warsztaty, do którego sięgam na konsultacjach, który pomaga mi w mojej rodzicielskiej codzienności. To z niego korzystam wtedy, kiedy razem z rodzicami rozkładamy daną sytuację na czynniki pierwsze. To na nim próbuję pokazać, że kiedy się dotrze do A, to niekoniecznie trzeba szukać C.

W swojej praktyce korzystam ze swojej własnej, znacznie bardziej rozbudowanej wersji, ale na potrzeby tego wpisu nieco ją uproszczę.

collage12

Na tym wykresie widać, że pytania: Co zrobić? Jak zareagować? Co zadziała? mocno trzymają nas przy „C”. Reakcja, narzędzia, konkrety. Jak ten wspomniany Nurofen w gorączce. Gorączka jednak, podobnie jak zachowania dzieci, nie biorą się z kosmosu. Coś jest wcześniej, o coś chodzi, gdzieś jest początek.

Zacznijmy od A

Przejdźmy więc do bardziej rozbudowanej wersji, czyli do tego wszystkiego, co pomoże nam, choć częściowo, zrozumieć zachowania i emocje, jakich doświadczają dzieci.

Dlaczego piszę „częściowo”?

Zostawiam taki margines, bo nigdy nie mamy 100% pewności, co jest po drugiej stronie. Bo my coś o tym wszystkim myślimy, interpretujemy, przesiewamy przez swoje sito, ale być może tam jest coś więcej i taki margines zawsze warto zostawić. Dodatkowo nie możemy zapominać, że dziecko jest częścią systemu rodzinnego, systemu przedszkolnego itd., a każdy system jest czymś więcej niż suma części i wszyscy wzajemnie na siebie oddziałują. Systemowy kawałek jest bardzo cenny dla rozumienia funkcjonowania dziecka, a ja bardzo cenię w nim to, że nie ma w nim patrzenia linearnego (matka/ojciec jest jakiś, to dziecko jest jakieś) ale mówimy o ujęciu cyrkularnym (jedno zjawisko prowadzi do drugiego, które następnie wpływa na jeszcze inne zjawisko itd itd, np. intensywne potrzebujące dziecko oddziałuje na rodziców, którym może brakować zasobów, przez co są bardzo zmęczeni i rozdrażnieni, mogą więc mieć nawet super wiedzę i intencję, ale z bezradności i braku sił „oddawać” zwrotnie informacje o tym trudzie dziecku, trochę na zasadzie „co znowu”, albo przenosić to na siebie wzajemnie itd itd).

To, co chcę podkreślić na początku to to, że każdy jest inny, unikalny. Ja wiem, że to banał, ale nie można o tym zapominać. Każdy z nas, dzieci również, wchodzi w każdą sytuację ze „swoim”. To szalenie ważne, żeby o tym pamiętać.

Mam też taką nadzieję, że dzięki temu, o czym chcę tutaj napisać, uda mi się pokazać, że nie można dzieci sprowadzać tylko do zachowania, a co za tym idzie szukać tego, co sprawi, że owe zachowania będą się powtarzać (czyli nagród) lub nie (czyli kar). Dziecko, człowiek nie jest tylko sumą swoich zachowań.

Rozbudowany schemat może wyglądać tak (kliknij  na obraz, jeśli chcesz go powiększyć).

collagea

Potrzeby

Zacznijmy od potrzeb, ja skorzystam z tego, jak widzi je Porozumienie bez przemocy:

Za każdym zachowaniem/emocjami dziecka stoi jakaś potrzeba, zaspokojona lub nie.

Dzieci wybierają różne strategie, żeby te potrzeby zaspokoić.

Przykład?

Niech będzie taki czterolatek i np. jego potrzeby autonomii, bycia branym pod uwagę, wybierania własnych celów i drogi do ich realizacji. Może wybrać różne strategie, żeby te potrzeby zaspokoić, a nie każda z owych strategii będzie mnie, rodzica, uskrzydlać i ułatwiać mi życie. Bo przecież on może pół godziny wiązać buty, sam i po swojemu. Może dyskutować ze mną godzinami o sensie jedzenia czekolady i oglądania bajek. Może też obstawać przy swoich pomysłach na jedzenie, ubieranie się, spędzanie czasu, wchodzenie w relacje, zabawy itd. itd. Może wybrać całe mnóstwo strategii, bo chce zadbać o swoje potrzeby.

Albo inny. Dziecko i jego potrzeba zabawy, którą ono chce zrealizować w relacji z nami. Być z nami, wygłupiać się, szaleć, niekoniecznie w czasie, który nam odpowiada. My się spieszymy do pracy, przedszkola, świata, a ono ucieka nam w samych majtkach i…”i jeszcze się śmieje!”. Albo my tu poważnie o czymś, np. o jarmużu, że zdrowy, że trzeba, a ono go wypluwa i…”i jeszcze się śmieje!”. Albo poważnie o życiu, że nie można rzucać wszystkiego na podłogę, bo ktoś to potem musi sprzątać, a wiadomo, że ten ktoś to pewnie mama, a ona już ma dość i chce być wzięta pod uwagę, a dziecko tego słucha i…”i jeszcze się śmieje, no śmieje mi się prosto w oczy!”

man-863085_1920

Za tym wszystkim mogą oczywiście stać różne potrzeby, kilka jednocześnie i to szukanie potrzeb, a potem też strategii, które pomogą je zaspokoić, może być dobrą alternatywą dla szukania narzędzi i reakcji. Ja lubię tę detektywistyczną pracę, w której patrzę na moje dziecko, na dzieci, z którymi spotykam się w pracy i zadaję sobie pytanie: Ok, co mi teraz pokazujesz, czego potrzebujesz?

Przy potrzebach warto wspomnieć jeszcze, że czasami bywa tak, że zachowanie dziecka coś mi mówi o moich potrzebach. Że ok, autonomia i te sprawy, ale ja mam potrzebę bycia braną pod uwagę, bo cały dzień sprzątałam i mi ten autonomiczny bałagan nie robi dobrze. Że może to, że on mnie wręcz wkurza, to nawet nie jest po stronie dziecka, ale po mojej. I to też jest mój kawałek do refleksji, niekoniecznie do szukania narzędzi.

Idąc dalej rodzina może przypominać samochodziki potrzeb w wesołym miasteczku. Każdy ma swoje, każdy może mieć kłopot z rozpoznaniem i czuwaniem, przez co będziemy się zderzać i pojawią się różne tarcia i wstrząsy.

Idźmy dalej.

Rozwój

To taki kawałek, który naprawdę warto znać i szukać wiedzy w tym zakresie, bo czasami dzieci zachowują się tak, a nie inaczej, między innymi dlatego, że mają tyle właśnie lat, miesięcy, połówek.

Może być tak, że dziecko ma 2 lata i przekonanie, że jest niezależnym bytem zbudowanym ze słowa NIE. Może ma dwa i pół, kiepsko śpi, zasypia przed północą i co wieczór ucieka z łóżka, bo jeszcze chce się bawić. A może ma trzy i pół i nadal jest niezależne, ale nagle nie umie zrobić nic bez mojej pomocy, sto razy dziennie pyta czy nadal je kocham i znowu śpi w naszym łóżku, bo nocami straszą je potwory. Może ma cztery i kosmiczną fantazję. Zadaje setki pytań, czasem kłamie i nie przestaje mówić. Być może ma sześć, wiele lęków, nowe wyzwania życiowe i wielką potrzebę bycia branym pod uwagę, np. w rodzinnych decyzjach? Może jest gdzieś w połowie, w jakimś rozwojowym dołku, który daje nam wszystkim w kość, a tak naprawdę oznacza ciężką pracę, które to dziecko właśnie wykonuje, żeby wskoczyć na wyższy poziom gry?

Oczywiście to nie jest takie proste, że jak dziecko ma tyle i tyle miesięcy, to nagle robi się „klik” i wchodzi na pewien pułap rozwojowy. Nie jest też takie proste, że w danym wieku dzieje się tylko to, co opisałam w tym wielkim skrócie. Dzieci rozwijają się w różnym tempie, mówimy o pewnych „widełkach”, o tym, co często zdarza się w danym wieku, ale nie jest powinnością.

W mailach i na warsztatach rodzice często pytają mnie czy mogę polecić jakąś dobrą książkę o rozwoju. Zwykle mam z tym kłopot, bo fascynuje mnie ta działka i dobrych książek, według mnie, nie ma zbyt wiele. Są albo poradniki, albo książki akademickie. Rodzice często sięgają po książkę „Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat” z GWP i faktycznie opis kolejnych etapów rozwoju jest tam całkiem niezły, natomiast porady momentami fatalne i przemocowe.

Stresory

Byliście kiedyś w Arkadii w Wigilię? Albo w jakimś innym centrum handlowym, które gra, świeci, jest duszne, tłoczne, nasycone zapachami i dźwiękami? Pamiętacie, jak Wam tam było?

Dzieci też czasem „tam są”. W nadmiarze bodźców, wrażeń, zapachów, odgłosów, kontaktów, dotyków. One też czasem mają dość i swoim rozdrażnieniem dają nam o tym znać. Czasem zamykają się w sobie, a czasem wydaje nam się, że szukają jeszcze więcej tych wrażeń i mówimy, że „same nie potrafią się wyciszyć”.

Ja bardzo dużo czerpię z koncepcji Self-reg Shankera, który wyróżnia pięć grup stresorów: biologiczne, emocjonalne, poznawcze, społeczne i prospołeczne. Żeby rozpoznać z jakimi zmagają się Wasze dzieci, jak możecie je redukować, a potem regenerować ich zasoby, odsyłam Was do lektury stron specjalistek od Self-regu w Polsce – Natalii Fedan, Jagody SikoryAgnieszki Stążki-Gawrysiak.

affection-1866868_1920

Temperament

Czyli w dużej mierze biologia. Wiecie, lubię ten temat. Lubię to, jak rozmawiam z rodzicami, którzy zastanawiają się, czemu mają takie żywiołowe dziecko albo czemu ono jest spokojne. Lubię to, jak patrzę na mojego wiecznie-w-ruchu i wiecznie-gadającego-i-śpiewającego męża, na siebie machającą rękami, gestykulującą, gadającą, a potem na nią. Na małą dziewczynkę, która ciągle mówi, śpiewa, jest jej w domu pełno i jakoś tak „nie potrafi usiedzieć w miejscu”.

Oczywiście to nie jest takie proste przełożenie, a temperament nie determinuje wszystkiego. Ma jednak znaczenie dla naszego funkcjonowania, pobudzenia albo możliwości wyhamowania pewnych reakcji. I jest też tym, co pokazuje, że nie można dawać uniwersalnych rad dla wszystkich i od wszystkich oczekiwać tego samego, np. w kwestii „wysiedzenia” w ławce albo czasu snu.

Już w latach 50. XX wieku badacze wskazywali na występowanie podtypu temperamentu trudnego, który cechował się wysokim poziomem pobudzenia, tendencją do wycofywania w sytuacjach trudnych, dużą emocjonalnością, trudnością z przechodzeniem ze stanu w stan i wydłużonym czasem przystosowania się do nowych sytuacji, Kolejne lata badań nad temperamentem potwierdzały te doniesienia, a cechy wysokiej reaktywności dotyczą wg współczesnych opracowań ok 15% dzieci.

To, co ważne i bardzo istotne to fakt, że temperament jest czymś, co ma każdy z nas, co mają zwierzęta, o czym akurat w ich przypadku często pamiętamy (np. wybierajac psa), a czego często „odmawiamy” naszym dzieciom. Temperament to nie jest zaburzenie, dlatego opisów typów temperamentu nie znajdziecie w obowiązujących klasyfikacjach diagnostycznych.

Kontekst życiowy i rodzinny

Czasami dzieci zachowują się tak, a nie inaczej, bo coś się u nich dzieje. Mają takie, a nie inne emocje, bo coś się u nich zmieniło. Może coś w rodzinie, może coś w otoczeniu, może coś w przedszkolu/szkole.

family-1966496_1920

Czasem są to rzeczy, które łatwo zauważyć, np. pojawienie się rodzeństwa, przeprowadzka, rozstanie rodziców. Innym razem są i takie, których dobrze jest poszukać, pomyśleć, powiązać fakty. To też taka trochę detektywistyczna praca, ale też warto pamiętać, że nic na siłę. Że nie zawsze coś się znajdzie i nie wszędzie trzeba się doszukiwać. Warto też nie gubić przy tym tego systemowego kawałka, w którym całość ma znaczenie.

Miks

Bywa i tak, że mamy wszystko jednocześnie. Że coś u dziecka obserwujemy i na to składa się kilka powyższych czynników. Że biega, bo ma taki temperament, takie potrzeby rozwojowe, ruchowe itd. itd. Czasami jest też to, o czym pisałam wcześniej – w danej sytuacji może być coś więcej niż to, co my o niej myślimy.

Coś więcej?

Niekiedy dla funkcjonowania dziecka ma znaczenie coś innego niż jesteśmy w stanie wyłapać „na już”. Czasem jest to jakiś czynnik zdrowotny, czasami stan zdrowia jednego z członków rodziny (pisząc o zdrowiu mam na myśli zarówno to somatyczne jak i psychiczne), czasem coś, czego jeszcze nie wiemy i nie rozumiemy, niekiedy są to trudności rozwojowe. Te ostatnie są wyzwaniem diagnostycznym, ponieważ wciąż jest mało ośrodków, które uwzględniają szereg czynników zanim postawią rozpoznanie np. Zespołu Aspergera. O tym problemie coraz częściej mówi się na konferencjach klinicznych i mam nadzieję, że wkrótce pojawią się jakieś zmiany, w których zarówno stan zdrowia rodziców, jak i dziecka, jak i szereg różnych czynników będą brane pod uwagę i że standardem będzie fakt, że diagnozy ZAWSZE powinien stawiać zespół specjalistów z psychiatrą na czele.

Puzzle

Kiedy pozbieramy te różne rzeczy, może coś nam się ułoży, jakaś całość, sens. Moje doświadczenie jest takie, że ten pierwszy obszar (A) to ten, w którym często jest najwięcej. Bo wszyscy widzimy zachowanie albo emocje, część z nas chce działać, reagować, ale czasem chodzi właśnie o to, żeby zrobić krok do tyłu. Nie jest to łatwe, kiedy coś się dzieje, kiedy już kipi między nami i nie wiemy, jak zareagować.

„Kuj żelazo, kiedy jest zimne” – powiedział Jesper Juul i ja bardzo lubię tę myśl. Kiedy jest gorące, możemy oparzyć siebie i dziecko. I czasem jest tak, że tą reakcją, której szukamy, może być wycofanie się, danie sobie czasu, chwili do namysłu. To nie jest słabość, dzieci tego nie wykorzystają, a wiem, że tego wielu rodziców się obawia.

family-1784371_1920(1)

W moim schemacie wspominam też o zachowaniu/emocjach, o tym, że kiedy one się dzieją, to dobrze jest oddzielić to, co zauważamy, od tego, jak to interpretujemy. Pisałam o tym w tym tekście, więc nie będę się powtarzać.

No dobra, ale jak ja mam zareagować?

Czytam i czytam i nadal nic nie wiem. Nie dowiedziałam się nic nowego i nadal nie wiem, co mam zrobić, kiedy dziecko…

Na pewno są osoby, które też tak myślą, nie tylko po moim tekście, ale też po innych adresowanych do rodziców. Nie ma gotowców, już to pisałam. To byłoby zbyt proste, choć kuszące. Mieć taki algorytm, który bierze pod uwagę ten rozwój, kontekst, potrzeby, bodźce, temperament, a przede wszystkim odrębność i unikalność każdego dziecka, sytuacji, emocji.

To też jest trochę tak, że możemy wybierać. Szukać, próbować, brać dla siebie to, co dla nas bliskie albo dostępne. Ja wybieram relację, niekoniecznie moje racje. Rozmowy, nie kary i nagrody. Rozwój i ciągłe szukanie czegoś, czego nie mam na tacy i co nie jest receptą na bolączki rodzicielstwa. Przede wszystkim wybieram jednak łagodność, dla mojego dziecka i dla siebie i wszystkim rodzicom zawsze to zalecam. To nie jest tak, że my mamy WPŁYW, mamy znaczenie, a to dużo, ale nie wszystko. Jak to mówi prof. de Barbaro: Rodzic wychowuje, Pan Bóg kule nosi. Możemy jedynie starać się podnieść szanse dziecka na szczęśliwe życie, natomiast nie mamy gwarancji, że ono takie rzeczywiście będzie.